wtorek, 7 września 2004

Toyota Celica GT-Four RC ST185 - Tamiya

Toyota Celica GT-Four RC ST185 zadebiutowała podczas pierwszej rundy Rajdowych Samochodowych Mistrzostw Świata w 1992 roku, czyli podczas rajdu Monte Carlo. Model ten miał odnieść jeszcze większe sukcesy, niż jego poprzednik - Celica ST165, w której to „El Matador” w 1990 roku, jako pierwszy kierowca Toyoty, wywalczył tytuł Mistrza Świata. To właśnie w celu uczczenia tego zwycięstwa opisywana Toyota zawdzięcza dodatkową nazwę - „Carlos Sainz Edition”. 
Jeśli chodzi natomiast o sukcesy ST185-tki, to przerosły one chyba najśmielsze oczekiwania konstruktorów. Już w roku debiutu na rajdowych trasach, Carlos Sainz zdobył na tym aucie swój drugi tytuł Mistrza Świata a podczas dwóch następnych sezonów było nawet lepiej: Juha Kankkunen i Didier Auriol kolejno zdobywali tytuły zarówno w klasyfikacji kierowców jak i konstruktorów.
Opisywany model, jeszcze w barwach „Repsola”, dowiózł załogę Sainz-Moya na najwyższy stopień podium w Rajdzie Safari’92. Co ciekawe jest to model z tego samego rajdu, co opisywany przeze mnie wcześniej Mitsubishi Galant VR-4. Mają nawet kolejne numery startowe… Model ten został wyprodukowany przez firmę Tamiya, więc jego sklejenie nie powinno nikomu przysporzyć większych problemów. Ciekawym elementem, z którym nie spotkałem się do tej pory w przypadku innych modeli, jest „lustrzana” folia służąca do przyciemnienia szyb.
W prawdziwym aucie zapobiega zbytniemu nagrzewaniu się wnętrza rajdówki, natomiast w naszym modelu przysparza niewielkich problemów.
Otóż nakleja się ją od wewnętrznej strony szyby i trzeba trochę pokombinować, żeby dokładnie wszędzie dolegała i nie zostały nigdzie pęcherzyki powietrza.
Pomocna przy tym może być np. suszarka do włosów, przy pomocy której folię można trochę podgrzać, co powinno ułatwić dopasowywanie. Gdy już uporamy się z folią i wyposażymy auto we wszystkie elementy charakterystyczne dla samochodów startujących w Kenii - rurę doprowadzającą powietrze do silnika z dachu, zabezpieczenie przodu przed niesforną fauną Afryki, czy dodatkowe halogeny, to gwarantuję, że efekt będzie niesamowity.

EVO2

Powyżej przekonany byłem, że po sklejeniu model prezentował się doskonale. Ale do czasu... Natknąłem się bowiem na zdjęcia (chyba autorstwa McKleina) z Rajdu Safari z tamtych lat a wśród nich na fotkę Celicy pokonującej wielką kałużę błota. Postanowiłem wtedy, że moja Celica też powinna nosić ślady spotkania z tą substancją i że tak będzie wyglądać nawet lepiej.
Nie wiedziałem tylko jak tego dokonać. Wziąłem więc wyprodukowany przez firmę Bburago, model Porsche 911 i zacząłem wypróbowywać na nim różne metody. Model ten wybrałem z tej prostej przyczyny, że jako jedyny w mojej kolekcji jest wykonany z metalu i łatwo można go było po nieudanych próbach przywrócić do stanu wyjściowego. W końcu opracowałem pewną metodę. Może się wydać trochę śmieszna, ale niestety nie wpadłem na nic lepszego. Moja metoda polega na nanoszeniu za pomocą wilgotnego pędzla (przez „strzelanie” z włosia) pyłu z drobno startej kredki (bądź innego kolorowego materiału) w odpowiednim kolorze. Można w ten sposób nałożyć nawet dość grubą warstwę brudu o różnej chropowatości i teksturze (w zależności od stopnia rozdrobnienia pyłu). Po wyschnięciu daje to dość trwałą i chyba w miarę realistyczną powierzchnię. A jeżeli efekt okazałby się niezbyt zadowalający to po zwilżeniu zawsze można wszystko usunąć nie pozostawiając na karoserii praktycznie żadnych śladów. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz