6 kwietnia 2002. Kolejny rok działania w Gliwicach Sekcji Rajdowej, a więc i kolejny SRS. Tym razem już czwarty. Dla mnie to była przełomowa impreza, bo po raz ostatni Gosia i Kasia dzierżyły władzę nad imprezą, która to pomału przechodziła w moje ręce:) Radość radością, ale oznaczało to rzecz jasna o wiele więcej pracy...
Ale co tam - przecież byłem wtedy studentem i ciężka praca nie była mi obca;) Wczesnowiosenny termin co prawda nie gwarantował nadzwyczaj atrakcyjnej pogody, ale jak to było w zwyczaju - chociaż nie padało a warunki do ścigania były całkiem dobre. Na pewno nie odstraszyło to zawodników, przybyłych prawie z całej Polski (a na "szachownicy" jechał nawet student z Niemiec:), bo lista startowa pękała w szwach i trzeba było wręcz paru załogom odmówić startu, żeby zbytnio nie przedłużać imprezy...
Ale co tam - przecież byłem wtedy studentem i ciężka praca nie była mi obca;) Wczesnowiosenny termin co prawda nie gwarantował nadzwyczaj atrakcyjnej pogody, ale jak to było w zwyczaju - chociaż nie padało a warunki do ścigania były całkiem dobre. Na pewno nie odstraszyło to zawodników, przybyłych prawie z całej Polski (a na "szachownicy" jechał nawet student z Niemiec:), bo lista startowa pękała w szwach i trzeba było wręcz paru załogom odmówić startu, żeby zbytnio nie przedłużać imprezy...
Dla startujących jak zwykle przygotowaliśmy mnóstwo atrakcji, przypuszczam że jako jedyni w kraju. Każdy bowiem ze startujących zawodników, w ramach skromnego wpisowego, otrzymał redagowany przez członków sekcji informator z podsumowaniem dotychczasowej działalności sekcji i z informacjami o aktualnej imprezie (wydany dzięki wsparciu drukarni Florek),
został napojony (dziękuję w tym miejscu dystrybutorowi napojów energetycznych XL) i nakarmiony (niezawodna Pizzeria Capri). Do tego start do pierwszej próby odbywał się spod prawdziwej rampy startowej.
Dla kibiców też przygotowane zostały nie lada atrakcje. Gościem honorowym imprezy był Mistrz Polski grupy N - Sebastian Frycz, i jego... czarny Lancer Evo 6.
Na kultowym OSiRze
Sebastian dał popis swoim możliwości i chyba jednego metra próby nie przejechał na wprost.
Sebastian dał popis swoim możliwości i chyba jednego metra próby nie przejechał na wprost.
Lancer z niesamowitą lekkością tańczył między pachołkami i bramami wytyczającymi próbę przy Stadionie XX-lecia, wzbudzając gromkie brawa i rozgrzewając publiczność do czerwoności. Podczas jednego z takich pokazowych przejazdów, na prawym fotelu mistrza, zasiadł nawet sam Rektor Politechniki Śląskiej - Bolesław Pochopień, który przypuszczam, że przez swego szofera (również w czarnym sedanie) nigdy nie był wożony z takimi prędkościami.
Miałem nawet przyjemność osobiście wystartować Pana Rektora
Nie dziwił więc jego lekko drżący głos gdy opowiadał o wrażeniach z jazdy, stojąc na lekko rozchwianych jeszcze nogach... Z resztą całkowicie Pana Rektora rozumiałem, bo sam miałem okazję zasiąść na prawym Recaro w Miśku i przejechać obie próby - zarówno OSIR, jak i Sośnicę (na szutrze Lancer wręcz fruwał!!!) i nie przywykły do takich przyspieszeń (po kilku sekundach od startu na zasadniczo dość ciasnym OSiRze Sebastian wbił 3-kę!) wysiadałem na miękkich nogach;)
Ale było rewelacyjnie!
Poza Fryczem, wśród zaproszonych gości był też Zbigniew Gabryś i koordynator jego rajdowego zespołu Michał Tomanek.
Panowie przywieźli rajdową broń sympatycznego kierowcy z Brzeszcz - Lancera Evo 6 gr.N. ale niestety z powodu awarii skrzyni biegów, nie byli w stanie zademonstrować jego potencjału. Ale i tak było na co popatrzeć! Chętnie za to odpowiadali na dziesiątki pytań zadawanych zarówno przez załogi jak i kibiców rajdu.
Gdy zaś wybiła godzina startu pierwszego zawodnika, przy rampie startowej w otoczeniu kamer i aparatów, w roli startera pojawił się sam Rektor i dał znak do rozpoczęcia zawodów.
Na trasę jako pierwsze ruszyło białe Subaru Impreza, a zaraz za nim 80 innych załóg z różnych zakątków naszego kraju.
Na trasę jako pierwsze ruszyło białe Subaru Impreza, a zaraz za nim 80 innych załóg z różnych zakątków naszego kraju.
I chyba nie nagnę bardzo prawdy, stwierdzając, że wszyscy czekali głównie na start do próby na szutrowym parkingu Giełdy Samochodowej w Sośnicy, której to kierownikiem był Irek Miklaszewski a metę obsługiwał Karol "Papież" Wojdyła.
To głównie dzięki jego profesjonalizmowi i zaangażowaniu, pomimo sporego rozciągnięcia w czasie, udało się jednak doprowadzić drugi przejazd "Sośnicy" do końca.
A nie było łatwo. I pogoda parszywa (przelotne opady śniegu i niska temperatura)
i spora ilość załóg, mocno się dały we znaki sędziom i zabezpieczeniu trasy. Ale i z tym zawsze sobie radziliśmy, ot choćby różnymi roszadami na posterunkach (tu np przypadła mi w zaszczycie rola startera do próby:)
Ze względu na ilość startujących załóg i długość prób, niestety zmuszeni byliśmy odwołać 3 przejazd OSiR-u. Zaczęło po prostu brakować dnia i oczekiwanie na wyniki rajdu mogłoby się przeciągnąć do późnych godzin wieczornych. Ale jak to w przysłowiach mawiają, nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło i zamiast uczestników rajdu, na próbę pod stadionem wjechały dwa ryczące lwiątka. Na zaproszenie organizatorów, przybyli bowiem dwaj zawodnicy nowopowstałego Rajdowego Pucharu Peugeota 206 - Jacek Stroński i Adam Pol i zaprezentowali wszystkim swoje nowe zabawki.
4SRS był więc przedpremierowym pokazem w akcji tych jakże ciekawych rajdówek, których debiut rajdowy zaplanowany był na otwierający sezon rajdowy AD2002 Rajd Krakowski. Rzecz jasna musiałem się wbić na prawy fotel do jednego z nich - tak lubiany przez wszystkich dźwięk pucharowej 206-tki, we wnętrzu brzmiał wręcz rewelacyjnie!
Kolejne niezapomniane wydarzenie w życiu. A to jeszcze nie koniec... Zwycięzca klasy 4-tej - Tomek Cecot, też nie miał jeszcze dość gonienia swojego mocarnego Poloneza bokiem po próbie i również zaprosił na mały co-drive (czy to tam ja się wprosiłem - kto by to teraz pamiętał...;).
Trzeci przejazd OSiRu tego dnia, za każdym razem innym autem, z innym kierowcą, z innym napędem - świetna passa... która miała się niestety właśnie zakończyć metalicznym jebudu. W połowie próby nagle Polonez się nieco przechylił na Tomka stronę i przestał się napędzać. Pierwsza myśl - kapeć? Niestety nie, coś więcej. Okazało się, że się wzięło i sobie koło odpadło...
$^%^@!%^%^!##@&# (czyt: kurcze co za pech). I od tego momentu mam bana na montowanie się do Tomkowych wynalazków;)
W ten oto radosny sposób dotrwaliśmy do końca imprezy. Biuro obliczeń, z KuRcZaKiEm przy klawiaturze
opublikowało klasyfikację końcową rajdu, i można było przystąpić do ceremonii wręczania nagród, która zorganizowana została na hali Ośrodka Sportu, pośród tłumnie przybyłej widowni.
Zwycięzcami całej imprezy zostali Wojciech Kapusta i Maciej Witkowski (Fiat Punto), którzy o włos wyprzedzili startujących Hondą Civic Grzegorza Kardasa i Piotra Kapuścika.
"Sekcyjni" też wyjechali z rajdu z pucharami, m.in Kacza ze Świdrem, z wazonem w grupie do 900 ccm, a wspomniany wcześniej Tomek Cecot za zwycięstwo w grupie 4-tej.
Na koniec jeszcze pamiątkowy "zbiorowiec"i można było się rozejść do domów, by po oglądnięciu relacji w wiadomościach lokalnych,
odespać dłuuugi dzień... No właśnie. Wspomniałem, że jednym ze sponsorów był dystrybutor napojów energetycznych, w małych poręcznych puszkach, których to nie jestem w stanie zliczyć ile się za dnia pochłonęło. Utrzymały co prawda przez cały dzień na nogach, ale taka dawka kofeiny obudziłaby chyba zmarłego, a na pewno nie pozwalała zmrużyć oka. Jeszcze przez wieeele godzin od powrotu do domu;)
Kilka tygodni po rajdzie, naczelny kamerzysta sekcji - Piotrek Wawrowski, zapoczątkował zaś nową świecką tradycję, i stworzył klip z rajdu, cieszący się ogromną popularnością. Pokażcie mi jakiś KJS w kraju, na którym (i po którym) tyle się działo...
a tu jeszcze klip spłodzony przez Kermona:
PS: Tomek - czy po 10 latach od zdarzenia zakaz wstępu na Twój prawy może ulec przedawnieniu????? PLIZZZZZ!!!! :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz