poniedziałek, 14 marca 2005

Renault 5 Turbo - Heller

R5 Turbo jest kolejnym przedstawicielem samochodów-bestii, czyli święcących w latach 80-tych rajdówek grupy B. Z tą jednak różnicą, że napęd w tym samochodzie przenoszony jest z zaledwie 1,4 litrowego silnika (prawie 300 konnego!) tylko na tylną oś. O tym, że auto musiało być piekielnie nadsterowne nie muszę chyba nikogo przekonywać... Nie przeszkadzało to jednak takim gwiazdom jak Jean Ragnotti w wygrywaniu rajdów do Mistrzostw Świata. Opisywany przeze mnie model został wyprodukowany przez Heller’a właśnie po to by uczcić jedno ze zwycięstw Ragnotti’ego w Rajdzie Tour de Corse w 1982 roku.
Przejdźmy teraz do samego modelu, którego montaż jest banalnie prosty. Przejrzysta instrukcja i mała ilość elementów sprawiają, że na „sucho” można złożyć model nawet w kwadrans. Co ciekawe nie będzie do tego nawet potrzebny klej… Mnie to jednak nie zadowoliło i przystąpiłem do właściwego montażu.
 Jak już wcześniej zauważyłem stopień skomplikowania ( a zarazem i dokładności) odbiega znacznie od tego jaki znamy choćby z Tamiyi. Nie znajdziemy tu na przykład dokładnie odwzorowanego zawieszenia czy choćby pasów bezpieczeństwa, jest natomiast coś, czego nie znajdziemy w produktach Tamiyi czy Hasegawy. Chodzi tu o możliwość otwierania wszystkich klap i drzwi. Dostęp do wnętrza jest zatem wyśmienity, ale widok nie do końca zadowala.
Ja w swoim modelu postanowiłem to trochę zmienić. Wymagało to sporo cierpliwości, ale w końcu w mojej R5-ce znalazła się pełna klatka bezpieczeństwa (w miejsce pojedynczego pałąka). Dodatkowo zamiast seryjnej pokrywy silnika, wykonanej z nieprzeźroczystego plastiku, użyłem zrobionej na miarę przeźroczystej płytki – teraz przynajmniej widać silnik!
Porównując tak wykonany model ze zdjęciami oryginału jeszcze jedna rzecz nie dawała mi spokoju – koła. Według mnie były stanowczo za małe… W miejscu przednich opon zamontowałem więc tylne a do tyłu dopasowałem opony z… Forda Mustanga ’68, które to zostały mi ze sklejania owego modelu. Wydaje mi się, że wyszło to mojej Renówce na dobre :)

Mitsubishi Galant VR-4 - Hasegawa

Galant VR-4 nie jest może tak sławny jak jego młodszy brat – Lancer, ale na pewno nie można powiedzieć, że jest przeciętnym autem. Szczególnie w wersji przygotowanej na safari. „VR-czwórki” to chyba jedyne rajdówki, w których zastosowano mechanizm skrętu wszystkich czterech kół. Galanty święciły triumfy na wielu arenach: w Mistrzostwach Świata, Europy czy nawet na naszym podwórku – któż nie pamięta wyczynów Wieśka Steca w N-grupowym Miśku… Opisywany poniżej model został wyprodukowany przez Hasegawę i wzorowany był na egzemplarzu, którym Kenjiro Shinozuka startował w Rajdzie Safari w 1992 roku.
Przejdźmy teraz do modelu. Nie polecam go początkującym modelarzom. Użyto w nim bowiem mnóstwa elementów, które mogą przysporzyć problemów „żółtodziobom” bez odpowiedniego zaplecza warsztatowego. Ot choćby przewlekanie pasów bezpieczeństwa przez mikroskopijne klamry czy malowanie niektórych elementów nadwozia. Trzeba się również zaopatrzyć w odpowiedni klej, którym będziemy kleić elementy zarówno plastikowe jak i metalowe czy gumowe. Dla mnie sporym problemem okazało się odpowiednie przyklejenie sporych rozmiarów chlapaczy – do których najpierw trzeba było przykleić odpowiednio dogięte blaszki a potem całość dopasować do krzywizny błotnika. Kilka godzin wytężonego ćwiczenia cierpliwości nie poszło jednak na marne i dzięki temu model wygląda niezwykle bojowo.
Przy klejeniu a konkretnie malowaniu każdego modelu przychodzi pora na pomalowanie uszczelek szyb. Jest to według mnie bardzo istotna sprawa, bowiem niestaranne wykonanie tego elementu bardzo rzuca się w oczy. Po wielu próbach (niestety dość kosztownych, bo kończących się nieraz popsuciem modelu ) wypracowałem pewną metodę, którą chcę teraz przedstawić. Otóż do tego celu używam wodorozcieńczalnych farbek „pactra”, które można dostać w każdym porządnym sklepie modelarskim, na przykład w „HOBBY” w Cieszynie. Mają tą zaletę, że można je przed wyschnięciem zmyć czystą wodą i w przeciwieństwie do rozpuszczalnika, nie powinno pozostawić to żadnego śladu. Przy malowaniu wspomnianych uszczelek (czy innych wymagających dużej dokładności elementów) ewentualne muśnięcia pędzla poza wyznaczonym obszarem można również delikatnie wydrapać (np: zaostrzoną końcówką pędzla) nawet po wyschnięciu tej farby