sobota, 30 kwietnia 2011

Parada Parowozów - Parowozownia w Wolsztynie PKP Cargo


Kolejna impreza na którą od lat się wybierałem i nigdy nie dojeżdżałem. Zazwyczaj przypominało mi się o niej jak zobaczyłem newsa w telewizorze albo zdjęcia w gazecie. W tym roku postanowiłem, że jadę. A jako, że tata ma kolegę w Wolsztynie, postanowiliśmy połączyć przyjemne z pożytecznym i pojechaliśmy razem.


Ale o co chodzi? Czym jest Wolsztyńska Parowozownia? O co tyle krzyku? Według informacji, które udało mi się znaleźć jest to jedyna czynna parowozownia w Europie z planowym ruchem pociągów parowych na trasie z Wolsztyna do Poznania.

(na zdjęciu makieta parowozowni z początków istnienia, jeszcze z 4 garażami)
Kolejna taka jest ponoć dopiero gdzieś w Chinach... Parowozownia ta została zbudowana w 1907 roku i zajmuje teren o powierzchni około 0,3 ha. Najbardziej chyba charakterystycznym elementem jaki można tam znaleźć, jest pochodząca z 1907 roku obrotnica konstrukcji firmy Wischer-Stargard, kilkukrotnie już przedłużana by sprostać obsłudze coraz to większych lokomotyw.

W ogóle większość infrastruktury służącej obsłudze buchających-parą-wozów, pamięta czasy początku ubiegłego wieku i jest utrzymywana w nienagannej kondycji. Hala parowozowa, zabytkowa wieża wodna, żuraw do załadunku węgla czy kanał oczystkowy, warsztaty z jeszcze przedwojennym wyposażeniem, nastawnie i system sygnalizacji - wszystko to wykorzystywane jest codziennie od bez mała 100 lat!

Jest to unikalne połączanie muzeum ze skansenem, ale i normalnym miejscem pracy dla wielu ludzi. Rzecz jasna pasjonatów. Tu wszystko jest na chodzie i poza oglądaniem i zwiedzaniem, można tego na co dzień używać. I w dzisiejszych czasach, czasach aj-poduf, aj-fonuf i aj-niewiadomoczego, takie miejsce jest niczym magnes. Z najbardziej odległych zakątków świata przyjeżdżają do Wolsztyna miłośnicy prawdziwej maszynerii, chcący zaznać prawdziwej przygody, umorusać się węglem i smarem, nawdychać sadzy i popiołów, ale z wypiekami na twarzy (nie tylko od żaru, który bucha z rozgrzanego brzucha;) przeżyć coś ciekawego.
No ale dość o budynkach. Czas na ciuchcie. W sumie w wolsztyńskiej parowozowni znajduje się około 30 parowozów z 15 różnych serii. Najstarszym parowozem jest wyprodukowany w 1917 roku Ok1, o nr 359. Natomiast chlubą parowozowni jest polski parowóz Pm36-2 - "Piękna Helena".

Ciekawy projekt, który wyposażony w otulinę aerodynamiczną (Pm36-1) zdobył w 1937 roku, złoty medal na Wystawie Techniki i Sztuki w Paryżu. Standardowy model, rozwijający "tylko" 130 km/godz, służył zaś do prowadzenia lekkich pociągów ekspresowych.
Na tegorocznej paradzie miało być 10 parowozów, ale niestety delegacja z Niemiec nie dotarła (ponoć ze względu na duże zagrożenie pożarowe w Niemczech). Tak więc w sumie można było oglądać 7 lokomotyw, w tym 4 z Wolsztyna (Pt47-65, Ol49-59, Ol49-7, Pm36-2), 2 ze Skansenu w Chabówce (Ty2-953, Ol 12-7), oraz jedną zza naszej południowej granicy - niebieską 447.043. Dopisała za to pogoda, i zarówno na paradzie z okazji Dni Wolsztyna,

jak i podczas pokazów parowozów tłumy były nieliche. Widać po prostu co się ludziom podoba;)

Po oficjalnym otwarciu parady, przecięciu wstęgi rozwiniętej przed prężącymi swe muskuły "Czeszką" i "Heleną" zaczęły się pokazowe przejazdy.

Najpierw pojedynczo, potem w parach, trójkach i czwórkach.

Niesamowicie wyglądały składy 3-4 złączonych ze sobą lokomotyw gnające przed licznie zgromadzoną publicznością w tumanach pyłu i sadzy wydobywających się z ich kominów.


Słowa bajki Tuwima "stoi na stacji lokomotywa..." nigdzie indziej nie mogły brzmieć lepiej. Zwłaszcza, że na stacji stało nieraz i 7 lokomotyw na raz, sapiąc i dysząc gdy olej po nich spływał:)

W wielkim finale zaś, wszystkie parowozy przejechały zestawione w jeden, chyba z 1000 tonowy skład.

Żadna w lokomotyw nie spełniała jakiejkolwiek unijnej dyrektywy dotyczącej czystości spalin, a jakoś nikt przez to nie zginął i słońce nadal świeciło (jak diabli!!!). I co? I da się? Oby tylko "ekolodzy" nie położyli swoich zielonych łap na tych pięknych maszynach i nie zakuli ich w jakie DPF-y;) A dostać w twarz (stojąc np na wiadukcie nad torami;) wyziewem z komina 70-letniej lokomotywy - bezcenne!

Niestety nic co dobre nie trwa wiecznie, poza tym trzeba oszczędzać wungiel w tendrze, i po kilkunastu przejazdach każdego z biorących w paradzie parowozów przyszedł czas na "zjazd do boksów".

I kto wie czy nie była to najciekawsza część pokazu. Jedna za drugą, majestatyczne maszyny powoli kierowały się w stronę parowozowni, gdzie, jak modelki na wybiegu, pokazywały się publiczności z każdej strony, dumnie kręcąc się na obrotnicy.

Wspaniały, spektakularny i niecodzienny widok, dla którego warto było się tłuc ponad 300 km. Choć z drugiej strony chwila spędzona na podeście, jakiś metr od komina jednej z lokomotyw, w nieprawdopodobnym skwarze i zapyleniu była trochę hardcorowa;)

Na koniec jeszcze szybka wizyta w małym muzeum kolejnictwa z paroma ciekawymi eksponatami

Po paradzie udaliśmy się jeszcze na pobliskie targowisko, gdzie miało miejsce spotkanie miłośników starych pojazdów i Fiatów 126p. Co prawda przybyliśmy tam już na sam koniec, ale dla tych kilku ciekawych pojazdów i tak było warto. Na pierwszy rzut - Glas 1300 GT - bardzo ciekawe i rzadko spotykane auto

Fiat Multipla i jej mniejszy brat Fiat 600

przepiękny Mustang

customowy Żuk;)

i olbrzymi Cadillac

Nawet spotkałem sąsiada z osiedla z jego przepięknym Fordem Capri Mk1, w moim ulubionym kolorze.

Jak podsumować dzień spędzony w Wolsztynie? Nie inaczej niż kiwaniem głową na "tak", zupełnie jak kultowy peerelowski piesek z podszybia jednego z Mercedesów biorących udział w paradzie;) Po prostu R.E.W.E.L.A.C.J.A!!!

Więcej zdjęć w galerii