czwartek, 26 sierpnia 2010

Abarth Works Museum Guy Moerenhout Racing

Od razu uprzedzam, że w poście tym będzie się bardzo często powtarzało jedno słowo - "Abarth" Ale opisując tą "Świątynię Skorpiona" inaczej się po prostu nie da;)
Wiele lat temu przekopując internet w poszukiwaniu czegokolwiek ze znaczkiem Abartha na masce, natrafiłem na stronę Abarth Works Museum którego właścicielem jest Guy Moerenhout. Jak się okazuje człowiek kompletnie zakręcony na punkcie Abarthów, Fiatów, Lancii, generalnie aut włoskiej produkcji, "tkniętych" ręką Carlo Abartha. Na stronie internetowej poświęconej muzeum, można znaleźć mnóstwo ciekawych informacji na temat wszelkich pojazdów ze skorpionem na masce, oraz sporą galerię zdjęć samochodów znajdujących się w kolekcji Pana Moerenhouta. Krąży opinia, iż jest to największa na świecie kolekcja Abarthów, w dodatku prywatna. Ciekawe co na to włoskie Muzeum Abartha?;)
Od chwili kiedy dowiedziałem się o istnieniu tej kolekcji, ja - zdeklarowany miłośnik Abarthów, i użytkownik już trzeciego Fiatexa, chciałem ją zobaczyć na żywo. Problem zawsze był jeden - Guy Moerenhout swoje cuda trzyma w Lierze, niewielkiej mieścinie położonej w dość odległej Belgii... Trochę nie po drodze:(
Ale od czego ma się w końcu rodzinę;) Jakiś czas temu, mój kuzyn dostał propozycję pracy w tym niewielkim kraju i z niej skwapliwie skorzystał. Po jakimś czasie zaproponował mi nawet by go tam w wakacje odwiedzić i sobie trochę pozwiedzać. Kusząca propozycja, z której w końcu skorzystałem. A jako, że kraj to niewielki i od Lieru dzieliło mnie tylko jakieś półtorej godziny, w czwartek 26 sierpnia wyruszyłem Kanarkiem z kierunku "Świątyni Abartha" Chociaż dalej nie miałem hamulców (ciąg dalszy perypetii z Deutschlanda;) i towarzyszyło mi przeświadczenie, że auto lada moment się rozpadnie, nie mogłem sobie odmówić takiej przyjemności:) Około 11 dojechałem na ulicę Industriestraat 1, gdzie już na parkingu przed budynkiem morda mi się sama śmiała;) Zaparkowałem między serwisowym Fiatem 131
i sympatycznym 850 T
i zacząłem od fotek Kanarka na tle muzeum,


nawet nie spodziewając się co niebawem zobaczę.
Teraz mogę śmiało stwierdzić, że moje życie dzieli się od tamtej pory na przed i po wizycie w tym muzeum. Wchodzę do środka. Ale widok!!! Morda coraz bardziej się śmieje:) Serce wali jak oszalałe. Napięcie rośnie. W korytarzu na wprost wejścia stoi piękny 600 Abarth,
po jego lewej, w "polskim kąciku" oryginalny 131 Abarth po Sandro Munarim,
a obok kilka 124 Abarth.

Pierwsze wrażenia? Hmm... Obawiam się, że były to wypowiedziane wielokrotnie pod nosem same niecenzuralne słowa opisujące zachwyt. Ale nic innego nie przychodziło mi wtedy do głowy...;) Po chwili z biura po przeciwległej stronie pomieszczenia wychodzi Guy i zmierza w moim kierunku. Wita mnie w swoich "skromnych progach" i po krótkiej wymianie uprzejmości, widząc wiszący u mnie na szyi aparat, pyta czy zwiedzanie chcę zacząć od muzeum czy od zaplecza. Nie wiem co odpowiedzieć, bo nie wiem o jakie zaplecze chodzi... Widząc moją konsternację Moerenhout prowadzi mnie więc do znajdujących się w rogu pomieszczenia drzwi...

za którymi kryje się jego "tajemnicze" zaplecze. Po otwarciu drzwi - dosłownie, a nie w przenośni szczęka mi po prostu opadła... Stałem jak wryty, nie mogąc nawet wydusić z siebie słowa. Nie wierzyłem w to co widzę. To było niepowtarzalne i jedyne w swoim rodzaju przeżycie. Dopiero po chwili wybełkotałem do Guya coś w stylu: I don't belive... Are you kidding me? Ale po takim widoku jaki mi się ukazał nie było opcji żeby inaczej zareagować.
Ja pierdzielę!!! Byłem na zapleczu imperium Abartha, gdzie znajdowało się kilkadziesiąt mega-niesamowitych-wyjątkowych samochodów, jakich nigdy w życiu nie widziałem, a które znajdują się w czołówce mojej listy aut marzeń. Do tego setki metrów kwadratowych regałów, uginających się wręcz pod milionem części do przeróżnych Fiatów i Abarthów. Jako że już nawet w "Mam talent" mogą używać tego przymiotnika i ja go tu użyję - zajebista kolekcja!!!:) Do tego Guy dorzuca, że mogę sobie chodzić gdzie chcę i oglądać co tylko mi się podoba. Muszę tylko o 12 się na 2 godziny ulotnić bo mają wtedy przerwę na lunch. Rzuca jeszcze przyjazne enjoy your visit i zostawia mnie samego ze swoją kolekcją. Ja pierdzielę!!! Ruszam na oglądarę, ciągle jeszcze nie mogąc pozbierać szczęki z podłogi. Idę od razu do najdalszego kąta, bo wypatrzyłem w nim, a jakże - Malucha, a raczej Fiata 126 Abarth:)
Obok w towarzystwie Porsche 904
stoi rodzinna 600-ka czyli Multipla

a dalej 2 Fiaty 130 z V6-kami konstrukcji inż. Lamprediego pod maską

VFTS-ik
i nie-sa-mo-wi-ty Fiat 125 Special



Kawałek dalej ciekawostka - dwa włoskie jeepy: Fiat Campagnola (gdzieś z lat 60 XX wieku) i Alfa Romeo 1900M z lat 50-tych!


Nie miałem pojęcia, że takie auta w ogóle istniały - zwłaszcza ta Alfa... Dalej jedno z nielicznych w kolekcji auto bez skorpiona, ale za to z szarżującym koniem na masce - Ferrari Dino 308 GT4
i "polski zaułek", gdzie stoją bok w bok rajdowe Fiat 125p i FSO Polonez!!!


Wow! Rajdowy Polonez pośrodku Belgii. Za nim stoją dwa (a jakże;) Abarthy Allemano 2200 coupe

Dalej kącik warsztatowy, gdzie renowację właśnie przechodzi Lancia Stratos

a zaraz obok niej czarno-żółty 131 Abarth.

którego renowacji dogląda sam Moerenhout. W takim miejscu czas szybki mija i jako, że dobija już 12-ta muszę niestety na trochę opuścić to zacne miejsce. Idę zwiedzić Lier, choć niechętnie;) Pogoda do kitu i jakoś nie mam zapału do łażenia po uliczkach miasta, wiedząc co na mnie jeszcze czeka. Te 2 godziny przerwy ciągną się niemiłosiernie. Po godzinie z niewielkim "hakiem" mam już dość czekania i jadę pod muzeum. Na parkingu zostało bowiem jeszcze trochę do zobaczenia więc czekając na ponowne otwarcie, trochę sobie tam pospaceruję. M.in. wokół Autobianchi A112

kolejnego busika - Fiata 900E

i ciekawego "servizio corse" Fiata 241
Widok mojej osoby, krążącej tak po parkingu musiał chyba rozbawić Pana Moerenhouta, bowiem pomimo tego, że muzeum było ciągle zamknięte, wyszedł do mnie i zaprosił do środka. Ależ mu byłem za to wdzięczny:) Bo już mnie nosiło i się nie mogłem doczekać powrotu do hali... A tam na pierwszy ogień wziąłem czerwono-żółty rewir, gdzie znajdowały się: Fiat Abarth X1/9 Prototipo
124 Abarth

oparty na Lancii Montecarlo, mega szeroki Abarth 030 Pininfarina

a obok nich oryginalny rajdowy Mini Cooper!!!
Dalej kilka Lancii Beta (niestety podczas mojej wizyty Lanica 037 Rally była nieobecna:(

i alejka samych Fiatów Ritmo
oraz świeżo przywieziony na przegląd Fiat 125S - oryginalna rajdówka z wymarzonym więc wyposażeniem

Następnie kolejne dwie Capmagnole

Fiat 131 Abarth Diesel - bynajmniej nie jakaś tam szalona wizja samochodowego ekoszarlatana, ale auto z niegdysiejszych rajdów-maratonów, z bodaj 2,5 litrowym klekotem pod maską

trzy Ritmo Cabrio


Abarth 1300 Scorpione

"plażowa" Multipla

kolekcja felg (dla niektórych z nich dałbym się chyba pokroić, a co więcej każde praktycznie auto na hali stało na jakiś kultowych kółkach...)
i wiele wiele innych niepowtarzalnych aut. Trudno nawet o nich wszystkich pisać. To trzeba po prostu zobaczyć na własne oczy...

Kończę moją wędrówkę po hali i choć ciężko mi to trochę przychodzi, kieruję się w końcu do właściwego muzeum. Czeka tam na mnie przyjemnie urządzone pomieszczenie z ciekawie ustawionymi, starannie wyselekcjonowanymi pojazdami. Mijam "zwyczajnego" 131 Abarth i 124 Abarth
i od razu kieruję się w stronę Formuły Abarth 033


z 2 litrowym silnikiem i pięknymi detalami (np: aluminiowy wahacz z logo Abartha). Zaraz obok stoi "szuflada" Abarth Cuneo Biposto 1000

i Fiat Abarth 1000 OT Spider

Następnie mój stały faworyt - 500-ka w wersji 595 SS


Wśród kilku obecnych w muzeum Abarthów 124 Spider
jest jeden szczególny "rodzynek" - oryginalne auto Andrzeja Jaroszewicza, które jeszcze do niedawna stało na polskich rejestracjach a kilka miesięcy wcześniej brało udział w Rajdzie Bohemi


z rewelacyjnym 16 zaworowym DOHC-em pod maską

Pomiędzy samochodami stoi kilka gablot pełnych abarthowskich gadżetów

Dalej mamy dwa piękne 131 Abarth w asfaltowej specyfikacji (tylna opona - 295 mm!!!)


Dwa Ritmo Abarth z potężnymi silnikami na charakterystycznych przepustnicach suwakowych


Piękny widok:

Idąc dalej docieram do kącika polskiego. Kiedyś stała tam 124-ka "Czerwonego Księcia", teraz parkuje w nim 131 Abarth w charakterystycznym biało-zielonym malowaniu Alitalia.
a na ścianach wisi pełno polskich kalendarzy z lat 70 i 80 z autami FSO w akcji:



Niesamowita kolekcja. W Polsce rzeczy nie do zobaczenia:( Myślałem, że to już niestety koniec zwiedzania, ale wtem się okazało, że czeka na mnie jeszcze jedno pomieszczenie, do którego prowadził długi korytarz z mnóstwem ciekawych plakatów i zdjęć na ścianach. Co ciekawe stały w nim dwa fabrycznie nowe, kupione niedawno silniki do Fiata 126p...

Na miejscu, oczywiście na puszystym dywanie, stało kolejnych kilka aut

m.in.: Abarth Simca 1300, Abarth Simca 2000 Corsa, i kilka Fiatów Abarth 750 w różnych wersjach, oraz piękna Simca Abarth 1150

i Fiat Abarth 1000 Berline

Oraz kolejny polski rajdowy kalendarz sprzed lat z Polonezem w roli głównej

Na koniec pozostało mi już tylko "pięterko", gdzie mieści się mały kramik z mnóstwem fajnych rzeczy, które przydałyby się do mojego pomarańczowego demona;)
i skąd rozpościera się piękny widok stojących poniżej aut

Na koniec mojej wizyty znowu mam przyjemność zamienić parę słów z Guyem. Trafił maniak na maniaka;) Wypytuję go o co ciekawsze eksponaty a zwłaszcza o te pochodzące z Polski. Szybko okazuje się, że spotkałem takiego jak ja miłośnika starych polskich rajdówek. Zaprasza mnie do biura (skąd ma niepowtarzalny widok)
i pokazuje kolekcję prospektów FSO Rally Teamu, ulotkę Fiata 125 Monte Carlo, czy artykuł z jakiegoś radzieckiego magazynu z rajdowym Polonezem w roli głównej

Opowieści Guya mógłbym chyba słuchać całymi dniami. Dowiedziałem się między innymi, że zakupił niedawno poczciwą Nyską i Fiata 125 kombi, oba z przeznaczeniem na repliki pojazdów serwisowych Polish Rally Teamu! Oba do zobaczenia na wewnętrznym parkingu firmy, gdzie stoją pośród kolejnych aut, a gdzie jeszcze nie byłem... Guy zainteresował się też moim Cienkusiem, sam wyciągnął aparat i zaczął robić mu zdjęcia,
tłumacząc, że planuje niebawem zakup dwóch takich aut dla swoich wnucząt. Po przygodach jakie mnie spotkały do tej pory od razu rzuciłem hasło, że moje auto jest na sprzedaż. Ciekawe czy się na nie zdecyduje?;)
Po przeszło 4 godzinach spędzonych w świątyni Abartha, mimo szczerej niechęci, powoli muszę niestety się zbierać do domu. Jeszcze tylko pamiątkowe zdjęcie właściciela tego całego interesu przy aucie Jaroszewicza
wpis w księdze pamiątkowej, zakup pamiątek i opuszczam to niesamowite miejsce, kierując się jeszcze na firmowy parking. Faktycznie jest tam kolejnych kilka rarytasów, m.in: Fiat 125 Pickup


błękitny 125 z kierownicą po prawej stronie!

również pochodząca z Anglii Łada Żiguli kombi
sympatycznie wyglądająca ciężarówka
i wiele wiele innych. To był niesamowicie udany dzień. Przyznam, że nigdy się tak dobrze nie bawiłem w żadnym z odwiedzonych do tej pory muzeum.
Te kilka godzin spędzonych wśród ikon motoryzacji i wielkich rajdowych legend to najwspanialsze wspomnienie wakacji AD2010:) Jedno jest też pewne - jeśli jeszcze kiedykolwiek przytrafi mi się wyjazd do Belgii, to na pewno znowu się tam pojawię!!!

Więcej zdjęć z muzeum znajduje się w galerii

2 komentarze:

  1. piekne... kurza dupa a tydziern temu przejezdzalem przezz belgie i niewiedzialem ze tam takie cos..:(

    OdpowiedzUsuń
  2. super reportaż!!
    kilka aut ze zdjęć kiedyś posiadałem - Simca 1000, włoski Fiat 125, Fiat 124 Spider, parę 126p, w tym jeden rajdowy... niestety, oczywiście nie w wersjach Abarth, ale na ich wspomnienie łza mi się w oku zakręciła...

    OdpowiedzUsuń