piątek, 30 września 2011

Carroll Shelby - mój wyścigowy guru

Jak ja lubię magazyn Top Gear. Zwłaszcza za to, że organizują dużo konkursów;) Ciekawych konkursów, z ciekawymi nagrodami. W jednym z nich trzeba było opowiedzieć o swoim "Guru" wyścigowym. W nagrodę czekały DVD z filmem "Senna". Coś dla mnie... Tylko kogo wybrać? Tylu ich jest... Ale po chwili namysłu, wybór mógł być jeden - Carroll Shelby.
No i się okazało, że się jury spodobało:) Film o nieodżałowanym Ayrtonie Sennie będzie zatem ozdobą mojej skromnej kolekcji klasyków kinematografii.
Krótkie uzasadnienie mojego wyboru:

Mój wyścigowy guru? Shelby... Carroll Shelby. Teksańczyk, który ma serce (i to nie jedno!) do wyścigów. Zwycięzca Le Mans z 1959 roku, człowiek o niesamowitym harcie ducha, który potrafił przywiązać sobie złamaną rękę do kierownicy wyścigowego Ferrari, by być w stanie podołać trudom 12 godzinnego wyścigu w Sebring. Dotarł nawet do Formuły 1, choć tam jego Aston Martin nie pozwolił mu na nawiązanie równorzędnej walki. Zaś po zakończeniu kariery kierowcy, korzystając ze swojego wieloletniego doświadczenia z torów na całym świecie, stworzył wiele wyścigowych legend. Dość wspomnieć o jadowitej Cobrze, potężnych Mustangach, czy 4-krotnemu pogromcy Ferrari w Le Mans - Fordzie GT40. W każdym z tych aut tkwi cząstka jego samego i tak jak ich stwórca, na zawsze pozostaną legendą...

A, że jestem od lat wielkim fanem Shelby'ego, i czegokolwiek co stworzył i co ma 4 koła, niech choćby świadczy półka z modelami, jego samochodów,
przepastny segregator z artykułami o nim samym i o jego autach,
czy niedawno zakupione oryginalne zdjęcia (dzięki Dawid!!!), w tym jedno z autografem.
Bezcenna wręcz zdobycz!

Skoro już tyle nagryzmoliłem, to idąc za ciosem rozwinę nieco swój wywód, na temat tego zacnego Teksańczyka. Niech to będzie swego rodzaju hołd złożony człowiekowi, który dał światu tyle wspaniałych pojazdów.
W sumie od dawna się do tego zabierałem, ale jakoś ciągle nie było czasu. Jak to mówią - lepiej późno niż później, więc korzystając z okazji i świeżej motywacji, pozwólcie, że przybliżę nieco jego historię, jego dokonania, no i oczywiście porozczulam się trochę nad stworzonymi przez niego samochodami...

Garść faktów o samym Carrollu:
W dniu 11 stycznia 1923 roku gdy wojska francuskie i belgijskie obsadzały Zagłębie Ruhry, po drugiej stronie „Wielkiej Wody” w małej mieścinie Leesburg, niedaleko Dallas, Panu Warrenowi Shelby urodził się syn. Nadano mu imię Carroll.
Któż wtedy przypuszczał, że nazwisko Shelby będzie zdobić maski najpotężniejszych samochodów? Chyba nikt. Na szczęście w żyłach tego młodego Teksańczyka już płynęła etylina z domieszką krwi, co z resztą, jak się później okazało, doprowadziło go to do panteonu ikon motoryzacji.
Ale zanim Shelby na dobre zabrał się za samochody, najpierw zajął się lataniem. W wieku 18 lat zapisał się do Army-Air Force i pod okiem słynnego na wtenczas pilota Chucka Yeagera, zdobywał lotnicze szlify.
Później i on szkolił nowych pilotów, a także latał jako pilot testowy. Po zakończeniu wojny i „powrocie na ziemię”, Shelby imał się różnych zawodów, włącznie z hodowlą kurczaków. Ale nigdzie na długo nie zagrzał miejsca. Hodowla drobiu też długo nie pociągnęła. Dopadła je choroba i całe ptactwo padło… Wtedy zaczęła się przygoda Carrolla z wyścigami.
Już pod koniec 1952 roku, za kierownicą pożyczonego MG TC,
Shelby dzięki swej wielkiej determinacji, wygrał swój pierwszy wyścig w Norman, Oklahoma. Kolejny rok, spędził już za kierownicą Cad-Allarda,
w którym jeździł ubrany w charakterystyczny kombinezon o rolniczym pochodzeniu;)
Samochodem tym wystartował też w 1954 roku w wyścigu 1000 km Buenos Aires, gdzie wypatrzył go szef teamu Aston Martina- John Wyer. Dzięki Wyer’owi, otwarły się Shelby’emu drzwi do ścigania również na starym kontynencie. Jeszcze w tym samym roku miał możliwość wzięcia udziału w wyścigach na najznamienitszych torach Europy – Monzie, czy Le Mans.
Tu w zacnym towarzystwie Stirling Mossa, Juan Manuela Fangio, Jeana Behra
W tzw. międzyczasie na zaproszenie Austin-Healeya bierze jeszcze udział w biciu rekordów prędkości w Bonneville.
Niestety sezon kończy się dla tego ambitnego Teksańczyka wypadkiem, podczas rozgrywanego w listopadzie wyścigu Carrera Pan Americana Mexico.
Ale myliłby się ten kto by sądził, że to przerwie zapał Carrolla do ścigania. Choć ręka jeszcze się mu do końca nie zrosła, to już w marcu 1955, pojawił się wraz z Philem Hillem na starcie wyścigu w Sebring. By być w stanie okiełznać ich 3-litrowe Ferrari Monza, musiał sobie zrobić specjalne usztywnienie ręki, a dłoń przywiązać do kierownicy. To się nazywa heroizm!
Zaś dwa miesiące później już samotnie wygrywa z Hillem w Torrey Pines, prowadząc 4,1-litrowe Mexico Ferrari.
Przez kolejne lata Shelby startuje w niezliczonej wręcz ilości imprez, włącznie z Formułą 1.
W 1956 i 1957 roku zostaje „Kierowcą Roku” magazynu Sports Illustrated.
W 1957 rozpoczyna też w Dallas działalność pod szyldem “Carroll Shelby sports cars”
W 1959 roku odnosi chyba największy sukces w swojej karierze – wraz z Royem Salvadori, wygrywają prestiżowy wyścig 24 Hours of Le Mans na fabrycznym Aston Martinie DBR 1/300.
Sezon 1960 jest ostatnim, w którym Shelby regularnie bierze udział. Problemy zdrowotne za bardzo już zaczynały dawać o sobie znać i trzeba było odwiesić kask na kołek. Na zakończenie zwycięskiego sezonu bierze udział w Grand Prix Los Angeles za kierownicą Maserati Type 61 Birdcage.
Po zakończeniu kariery zawodniczej, Shelby otwiera w południowej Kalifornii punkt dystrybucji opon Goodyear a niecały rok później szkołę doskonalenia jazdy dla początkujących adeptów wyścigowego rzemiosła.
Z końcem 1961 roku pojawia się też myśl o mariażu angielskiego roadstera z amerykańskim V8. Szybko udaje się przekonać do tego projektu zarówno borykające się z problemami AC Cars, jak i amerykańskiego Forda. I tak powstaje AC Cobra...
Pierwszy z jadowitych samochodów przy których tworzeniu maczał palce Shelby.

Większość z poniżej przedstawionych aut, znalazła się oczywiście na szczycie mojej listy Top 100 cars. Ale chyba to nikogo nie dziwi? No to jadziem z zabawkami Shelby'ego:

AC COBRA

Po owocnych negocjacjach z angielską firmą AC Cars, którą dotknęły problemy z pozyskaniem odpowiednich silników do produkowanego przez siebie modelu AC Ace, oraz zdobyciu przychylności Forda, a tym samym otrzymaniu możliwości zakupu 4,2 litrowych V8, Shelby musiał już tylko wymyślić nazwę dla nowego samochodu. Ta, ponoć pojawiła się mu we śnie.
Od tej pory na masce tego wspaniałego roadstera zaczęło się pojawiać logo Cobry.
Produkowane przez Shelby’ego Cobry, poza oczywiście silnikiem, miały zmienione w stosunku do angielskiej wersji przeniesienie napędu. Stary dyfer nie był wystarczający do mocniejszego silnika i jego miejsce zajął model Salisbury 4HU – taki sam jak w Jaguarze E-Type. Drobne zmiany poczyniono również w układzie kierowniczym. Modele z końca pierwszej serii, wyposażane były już w większy silnik 289 cui (4,7 litra) z fordowskiej rodziny Windsor.
W 1963r pojawiła się druga seria, oznaczona jako Mark II. Zmiany jakie wprowadzono w stosunki do Mark I, to w głównej mierze nowy przód, przekładnia kierownicza z MGB i kolumna kierownicza z Garbusa. Silnik to już tylko i wyłącznie 289 cui. Prawdziwy przełom techniczny, nastąpił wraz z nadejściem modelu trzeciej generacji.
W Mark III podwozie zostało zbudowane z grubszych rur (4”) a w miejsce dotychczas stosowanych resorów piórowych (przez które nie dało się zmusić wczesnych Cobr do poprawnego trzymania się drogi) wprowadzono zawieszenie na sprężynach śrubowych. Nadwozie zaś otrzymało bardziej rozbudowane błotniki i powiększony wlot do chłodnicy. Zaś za samą chłodnicą, wciśnięto potężny fordowski 7 litrowy motor, o mocy 425KM (1 koń na 1 cal sześcienny pojemności silnika w tamtych czasach to ścisła elita najpotężniejszych silników na świecie). Taka moc (w wersjach wyścigowych jeszcze więcej – prawie 500KM!) pozwalała na osiąganie prędkości rzędu 250 i więcej km/h!
Niestety sukcesy sportowe nie przełożyły się na sprzedaż aut cywilnych. Stworzono nawet „uboższą” wersję z 428 calowym V8 (niby większa pojemność, ale silnik z mniejszą „ikrą” bardziej nadający się pod zastosowanie cywilne), czy „mini Cobrę” z 289 calowym silnikiem. Ale sprzedaży w ten sposób jakoś drastycznie nie zwiększono...
A co jest najciekawsze w temacie Cobry? Pewnie każdy widział niejeden raz jakąś replikę tego klasyka. Czy to na podzespołach Poloneza, Scorpio, czy nawet taką "prawdziwą amerykańską"... Dla tych co mają spoko zbędnych "zielonych" (pewnie okolice miliona) zadowalanie się repliką nie wchodzi w rachubę. Lepiej kupić nową-starą, oryginalną Cobrę. Jak to możliwe? Otóż w 1964 roku, kiedy to Cobra miała dostać homologację FIA, wg przepisów trzeba było jej wyprodukować co najmniej 100 sztuk. Shelby złożył 57 egzemplarzy i zaniechał składania reszty. Skoro inni nie musieli... (patrz Ferrari). Ale w przeciwieństwie do Enzo, Carroll zgromadził chociaż komplet podzespołów do zbudowania całej setki. A jak już je zgromadził, to je zarejestrował...
Ach to liberalne podejście do motoryzacji w USA (u nas to nie zarejestruje się auta nie mając jakiejś głupiej pieczątki na jednym z tysiąca trzydziestu ośmiu dokumentów, w trzech kopiach rzecz jasna, a tam dało radę zarejestrować auto leżące w magazynie w częściach;) W ten sposób po kilkudziesięciu latach i odkurzeniu magazynu, można legalnie wprowadzić na drogi auto nie spełniające jakichkolwiek dzisiejszych (czyt: poronionych) przepisów. Geniusz czystej wody!!!
Stworzone też zostały 2 sztuki Shelby Cobra 427 Super Snake. Wyposażone w dwa kompresory Paxtona, mogły mieć dwa razy więcej mocy niż wersje seryjne. Istne potwory na kołach. Jeden Shelby zostawił sobie a drugiego kupił Bill Cosby. Z tym, że Cosby swój nowy nabytek zwrócił Shelby'emu raptem po jednej przejażdżce - auto go po prostu przerażało...

SHELBY DAYTONA COBRA

Otwarte nadwozie Cobry, choć piękne, nie sprzyjało aerodynamice. Potężna moc, ale i potężny opór powietrza jaki był wytwarzany przy wysokich prędkościach nie szły ze sobą w parze. Nawet zastosowanie hardtopu, niewiele dawało.
Na długich prostych, takich jak na przykład w Le Mans, gdzie Shelby też chciał zaistnieć, konkurencja miała sporą przewagę. Rozwiązaniem była więc zamknięta wersja z charakterystycznym tyłem Kamma.
Jej twórcą był Peter Brock a pierwszy start zaplanowano w Daytona Continental. Stąd też wzięła się nazwa - Daytona Cobra. W sumie powstało 6 sztuk, tego pięknego coupe, każda nieco inna od poprzedniej.
Kariera Daytony może nie była długa, ale za to usłana sukcesami. Główny konkurent - Ferrari 250GTO, został daleko w tyle. Poza tym, jakby nie była utytułowana i szybka, już sam wygląd powala na kolana!!!

FORD GT40

Upokorzone przez Daytonę Ferrari uciekło w wyścigach do wyższej kategorii prototypów. Tam wspomniana Daytona nie startowała, więc zespół Enzo mógł bez większych problemów wygrywać wyścig za wyścigiem. Jak można się domyślić - nie podobało się to Fordowi. Henry'emu Fordowi II. Nie podobało się do tego stopnia, że chciał nawet kupić od Enzo Ferrari, jego wyścigowy dział i całą technologię. Nie mógł przeboleć kilkukrotnych porażek na torze w Le Mans. Ale Enzo się zawziął (w sumie chyba się mu nie dziwię - w końcu Ferrari może mieć dom tylko i wyłącznie w Maranello...) i nie doszło do transferu technologii. Czy podcięło to skrzydła Fordowi??? W żadnym wypadku!!!
Wręcz przeciwnie. Zmusiło do jeszcze większego wysiłku, czego owocem był Ford GT40.
Skąd nazwa? GT - to chyba wiadomo... "40" - od wysokości podawanej w calach. Już w 1964 roku wystawiono do boju w Le Mans 3 sztuki, wyposażone w 4,2 litrowe V8. Co prawda nie dane im było zobaczyć mety, ujawniły się różne choroby wieku dziecięcego, ale na osłodę został chociaż rekord okrążenia.
Wygrało oczywiście Ferrari. Rok później Shelby zaczął maczać palce w GieTeku, i tak powstała wersja Mark II z 7-litrowym 500 konnym monstrum pod maską.
Do Le Mans AD1965 wystawiono w sumie sześć GT40, ale i tym razem żadne nie zdołało dotrwać do mety. Ale co się odwlecze... Rok 1966 należał już w całości do Forda, włącznie z prestiżowym tryumfem w Le Mans. Mistrzostwo w kategorii prototypów wreszcie trafiło z Włoch do Stanów.
Podobnie było w roku kolejnym, gdy wprowadzono wersję Mark IV. Lżejszą, bardziej opływową, jeszcze bardziej niezawodną w gnębieniu na wszelkich możliwych torach wozy z północnych Włoch.
Na sezon '68 FIA wprowadziło nowe zasady. Jedną z ważniejszych było zmniejszenie pojemności skokowej silnika do 5 litrów. By sprostać nowym regulaminom, Ford użył silnika z pierwszych GT40, nieco go tylko rozwiercając. Na nadwoziu zaś pojawiły się kultowe barwy GULF-a.
Jaki był wynik tych zabiegów? Załoga Bianchi/Rodriguez zwyciężyła w Le Mans, a na koniec sezonu Ford ponownie został mistrzem świata. Rok 1969 był zaś ostatnim, w którym na mecie Le Mans polał się szampan po masce GT40-stki.
4 lata hegemonii Forda musiało się kiedyś skończyć. Przybyli nowi, czerpiący całymi garściami korzyści z nowych regulaminów. Nastała era Porsche i spółki. Ale trzeba przyznać, że Ford osiągnął swój cel. Ferrari dostało potężnego łupnia...
Ale historia Forda GT40, nie zakończyła się w szalonych latach 60-tych. Co prawda przez kolejne parę dekad szum wokół tego auta przycichł (nie wliczając pokazanego w 1995 roku studium GT90),
ale nie zapomniano o legendzie. W 2003 roku powołano do życia Forda GT (bez 40-stki w nazwie), bliźniaczo wręcz podobnego do zwycięzcy Le Mans z lat 60-tych. 550 konne monstrum produkowano przez 4 lata i znalazło około 4000 nabywców.

SHELBY GT350/GT500

Ford, po spektakularnych sukcesach w wyścigach, gdzie brylowała Cobra, postanowił dać swoim klientom coś ekstra. Coś, co w przeciwieństwie do nieznacznie tylko ugrzecznionych i przystosowanych do ruchu ulicznego Cobry i GT40, dało by się na co dzień użytkować. Jako, że na rynku pojawił się Ford Mustang, zlecono Shelby'emu przygotowanie jego wersji sportowej. W ten sposób we wrześniu 1964, światło dzienne ujrzał Shelby Mustang GT350.
No właśnie... Shelby, a nie Ford. Nigdzie na samochodzie nie było owalnego niebieskiego znaczka, a tylko dumne napisy Shelby.
Na przełomie lat 64/65 Mustang dostaje homologację SCCA/B i jest gotów do startu.
Na zwycięstwa nie trzeba czekać długo - już w lutym przychodzą pierwsze sukcesy. W 1965 roku powstają też pierwsze Mustangi GT350 do użytku, nazwijmy to cywilnego. Wyposażone w 4,7 litrowe V8 o mocy 306 KM, ze zmienionym zawieszeniem i poprawionymi hamulcami. Na nadwoziu, pomalowanym na biało, dwa charakterystyczne niebieskie pasy w stylu Le Mans. Do tego lekka maska i wyróżnik najmocniejszych Mustangów - brak atrapy chłodnicy. Auto powalało osiągami, choć rzecz jasna nadal Cobra była najbardziej kąśliwym pojazdem ze stajni Shelby'ego.
Ilość wyprodukowanych egzemplarzy może nie powala na kolana (niewiele ponad 500 sztuk), ale chyba nie ilość, a jakość była wtedy w cenie. Teraz zaś w cenie są wszystkie oryginalne Mustangi Shelby'ego, zaś te mające udokumentowaną historię wyścigową, osiągają na wszelakich aukcjach wręcz astronomiczne ceny.
Rocznik '66 przyniósł zaś sporą ciekawostkę. Wypożyczalnie samochodów Hertz, złożyła bowiem u Shelby'ego zamówienie na 1000 Mustangów (w sumie wyprodukowano 1003 sztuki). Auta (z małymi wyjątkami) były czarne, ze złotymi pasami na nadwoziu.
Każdy mógł sobie wynająć GT350H i nieraz kończyło się to startem w zawodach. Ponoć niektóre egzemplarze wracały do wypożyczalni ze śladami po pałąku bezpieczeństwa, czy otarciami powstałymi na torze. Hasło reklamowe "Rent-a-Racer" w końcu do czegoś zobowiązywało;) W porównaniu do rocznika '65, na "sześćdziesiątkach szóstkach" nie było już znaczka Mustanga, za to pojawiły się nowe kolory nadwozia: niebieski, czerwony, zielony i czarny. Samo nadwozie przeszło drobne zmiany - na tylnym słupku w miejsce wlotów powietrza pojawiło się dodatkowe okienko, zaś poniżej dodano wlot powietrza do chłodzenia tylnych hamulców.
Pod maską również zmiana kolorów - blok silnika z czarnego, przybrał niebieskie barwy.
Ogólnie w 1966 roku bramy zakładów Shelby'ego opuściło niecałe 2400 sztuk, w tym prawdopodobnie 11 wyposażonych w kompresor Paxtona i legitymujących się mocą ponad 400 KM!!!
Na kolejne dwa lata przygotowane zostały spore zmiany. Po pierwsze, nowa "buda". Wg mnie właśnie roczniki '67 i '68 są najbardziej ciekawe. Najbardziej muskularne. Linia fastbacka '67 jest po prostu ponadczasowa! Do tego liczne wloty powietrza, przedłużony przód (zdarzają się porównania do rekiniej paszczy) z dodatkowymi halogenami, a z tyłu spojler na klapie bagażnika i światła z Thunderbirda.
Do napędu GT 350 dalej stosowany jest "K-Code high performance 289 cui V8 engine" z charakterystycznymi pokrywami zaworów "COBRA powered by Ford".
Ale to nie wszystko! W sprzedaży pojawia się jeszcze bardziej agresywna wersja - GT500. Wyposażona w silnik 428 cui Police Interceptor o mocy ponad 350 KM.
Z drobnymi zmianami w nadwoziu była to najwyższa specyfikacja Mustanga AD1967.
Rok 1968 przyniósł zmiany głównie w nazewnictwie. Teraz poza wyglądem i osiągami już sama nazwa powodowała szybsze bicie serca: Shelby Cobra GT 350 i Shelby Cobra GT 500. Prawda, że zadziornie?
Dodatkowo w lutym pojawiła się Shelby Cobra GT 500-KR "King of the Road" z 428 calowym Cobra Jet V8 pod maską.
Król szos dostępny był również w wersji cabrio, również całkiem przyjemnie się prezentującej.
Od tej pory już nic lepszego nie wymyślono... Ta wersja Mustanga stanie się też gwiazdą, kiedy to w 2000 roku na ekrany kin wejdzie film "Gone in 60 Seconds" z Nicolasem Klatką w roli głównej.
No właśnie - to Cage czy Eleanor grali w tym filmie pierwszoplanową rolę???
Ostatnie dwa lata klasycznych Mustangów Shelby'ego - czyli lata 69-70, to już coraz bardziej produkty Forda niż Shelby'ego. Z nazwy znika słowo Cobra, a nadwozia przechodzą spory lifting.
Czy udany? Trudno mi się jednoznacznie wypowiedzieć. Shelby to Shelby, więc obydwa modele i tak prezentują się zacnie, ale w porównaniu do poprzedniej ewolucji, już trochę blado.
O spadku zainteresowania Shelby'kami z końca lat 60-tych, niech też świadczy słaba sprzedaż na poziomie 286 sztuk w okresie 2 lat. Tak kończy się przygoda Shelby'ego z Mustangiem. Yyyyy... znaczy się jeśli mówimy o latach 60-tych;) Na początku XXI wieku Ford wskrzesza bowiem kultowego Mustanga (bo o tych które powstały w międzyczasie lepiej nawet nie wspominać...) i w 2005 roku na New York International Auto Show prezentuje nowego GT500. I tak jak poprzednio zamiast znaczka Forda na masce, widoczny jest tylko dumny napis Shelby oraz wszechobecne znaczki Cobry.


Przez kolejne lata pojawiają się kolejne wersje GT350, GT350H, GT500KR, i choć bardzo udanie nawiązują do swoich starszych braci, to jednak nie dorastają im do pięt...

UPDATE 03.2015
Aż tu nagle, na Salonie Samochodowym w Detroit, pokazany zostaje Shelby GT350, który niszczy system, zrywa ze sztywną tylną osią, a osiągami i wyglądem powala wręcz europejską konkurencję...

DODGE VIPER
Po 30 latach od powstania Cobry, zaczęło chyba brakować na rynku auta podobnie bezkompromisowego. Korporacja Chryslera zwietrzyła w tym interes i tak powstała idea stworzenia kolejnego "gadziego" superauta - Dodge Vipera RT/10.
W połowie 1990 roku Lee Iacocca włączył temu projektowi zielone światło, i już po roku, podczas wyścigu Indianapolis 500, publiczność miała okazję zobaczyć Vipera w roli pace-cara. Kto go wtedy prowadził? Ktoś, kto maczał palce, a pewnie i całe dłonie w jego powstaniu - sam Carroll Shelby!
Czym jest Viper? Ucieleśnieniem amerykańskiego sposobu na superauto. Brutalna moc czerpana z silnika z ciężarówki (zanim 8-litrowe V10 spod maski plebejskiej ciężarówki trafiło pod obłą maskę żmii, wpadło najpierw w zwinne ręce specjalistów z Lamborghini),
tylny napęd, szerokie opony, długa maska i ascetyczna wręcz prostota wnętrza. Czy trzeba czegoś więcej? Chyba poza dużymi "cojones" u kierowcy nie bardzo... Choć niektórzy narzekali ponoć na brak dachu (w standardzie tylko "ceratka" jako ochrona przez deszczem) czy brak szyb i zewnętrznych klamek w drzwiach. Marudy... Ale i dla nich niebawem pojawiło się coś ciekawego - w 1996 roku pojawiła się zamknięta wersja GTS z charakterystycznymi wyobleniami na dachu - "double bubble".
Początkowo 8-litrowe monstrum generowało 400KM, by w drugiej generacji osiągać 450KM. Od 2003 roku, po powiększeniu (sic...) pojemności do 505 cui, było już 500-510KM,
a czwarta generacja, z silnikiem o kolejną "setkę" większym, legitymuje się już stadkiem 600 rączych koni mechanicznych...
Przy takich osiągach łatwo uwierzyć w anegdotę o Shelbym, który to miał przyklejać w Viperze (a wcześniej Cobrze) do kokpitu przed pasażerem 100$ banknot i namawiać swego towarzysza podróży do zgarnięcia owej "stówy" podczas nagłego przyspieszania. Ponoć Shelby nigdy nie stał się "lżejszy" o owy banknot...

SHELBY SERIES ONE

W 1998 roku Shelby zaprojektował roadstera, który miał mieć niepowtarzalny styl i porządne osiągi. Pojazd napędzany 4-litrowym V8 z Oldsmobila L47 Aurora, rozpędzał się do prawie 280km/h a do setki w około 4,5 sekundy.
Do produkcji na szeroką skalę wykorzystano włókno węglowe i aluminium. Wyprodukowano zaledwie 249 sztuk tego ciekawego pojazdu.

SHELBY SP360 DURANGO

Przez dwa lata (kończące XX wiek) produkowana była licencyjna wersja Dodge'a Durnago - Shelby SP360 Durango. Cechy charakterystyczne togo monstrum to m.in.: malowanie a'la Viper GTS, 5,7 litrowy doładowany V8, zmiany w zawieszeniu i agresywny bodykit. Taka wersja "pro-rodzinna" Vipera;)

SHELBY COBRA CONCEPT

W 2004 roku na 2004 North American International Auto Show w Detroit, na stoisku Forda, można było zobaczyć bardzo ciekawy prototyp.
Nawet bez czytania folderów, czy patrzenia na plakietki i napisy na nadwoziu, łatwo było dostrzec, że jest to współczesna wersja kultowej Cobry.
Pod maską 6,4-litrowe V10 o mocy ponad 600 KM, a w podwoziu elementy z pokazanego rok wcześniej Forda GT. Auto minimalistyczne w swej formie - zupełnie jak jego przodek - Cobra.
Niestety tylko na tym jednym koncepcie się skończyło...

To tylko część z dużo większej liczby samochodów, jakie popełnił Shelby. Ale opisane powyżej pojazdy, najlepiej o nim świadczą. Są najbardziej kultowe i pożądane. Na przestrzeni ostatniego półwiecza wiele innych aut było oznaczanych nazwiskiem tego wyjątkowego człowieka. Ale o niektórych szkoda wręcz pisać, bo poza nazwą niewiele mają wspólnego z "prawdziwymi" Shelby carami. Te najwspanialsze okazy można za to zobaczyć w Shelby American Collection
Jedno jest pewne - Carroll Shelby miał i nadal ma wielkie serce do motoryzacji. Jej w końcu tyle zawdzięcza. Ale pozostając w temacie serca, to w rok po przeszczepie tego organu, w 1991 roku, Shelby zakłada Carroll Shelby Foundation, pomagające w gromadzeniu środków na ratujące życie operacje kardiologiczne. Słowa jakie Shelby wypowiedział czekając na swój przeszczep mówią zresztą wszystko:
Przez lata fundacja pomogła dziesiątkom potrzebującym, zwłaszcza dzieciom - wielki szacun Panie Carrollu! A wspomóc fundację można choćby tak jak ja tego dokonałem - zamawiając zdjęcie z autografem Shelby'ego:)

Informacje zamieszczone powyżej zaczerpnąłem z wszelkich możliwych źródeł, nieraz mocno sprzecznych. Jeśli któreś z nich są nieprawdziwe, lub mijają się choć trochę z prawdą, proszę o informację. Chętnie poprawię, dopiszę, skomentuję. Chodziło mi bowiem o stworzenie możliwie rzetelnego zbioru informacji o niesamowitym człowieku, jakim jest Carroll Shelby.

Polecam też stronki z mnóstwem ciekawych informacji o Carrollu i o jego samochodach

PS 11.10.2011
Właśnie przyszła niespodzianka od Dawida - kartka z Carroll Shelby Museum w Las Vegas:) Nic tylko pozazdrościć wizyty w tym kultowym miejscu... Mam nadzieję, że i mi kiedyś się to uda.


PS 10.05.2012
Tym razem nadeszła smutna nowina. W wieku 89 lat zmarł Carroll Shelby. Na zawsze pozostanie w pamięci jako znakomity kierowca i konstruktor. Kojarzony z Cobrą czy Viperem, ale i z nieodłącznym klasycznym czarnym Stetsonem na głowie. R.I.P.

(Zdjęcia przedstawionych tu samochodów i Carrolla Shelby'ego pochodzą głównie z internetu. Niestety znakomitej większości z nich nie dane mi jeszcze było zobaczyć na żywo. Jeżeli którekolwiek narusza czyjeś prawa autorskie, proszę o informację. Niezwłocznie je usunę, albo opatrzę podpisem / These great pictures of great cars above, and theirs constructor - Carroll Shelby, were found on internet. If you have found your picture and don't agree to be used on my blog, please inform me. I'll remove it if you want or (preferably) put your signature under it)