Chyba każdy z nas miał kiedyś na ścianie plakat z którymś z modeli Ferrari. Potrafił się w niego godzinami wpatrywać, marzył, by go kiedyś posiadać, czy chociażby raz w życiu zobaczyć na żywo. Ja taki plakat miałem. Było na nim Ferrari F40. Według mnie jeden z najwspanialszych modeli spod znaku szarżującego konia. Od jego narodzin minęło już ponad 20 lat (powstało w 1987 roku by uczcić czterdziestolecie firmy) a w swoim czasie był chyba najwspanialszym dopuszczonym do ruchu samochodem na świecie.
Pamiętam jak jakieś 8 lat temu w jednym z numerów „Auto Świata” zamieszczony był artykuł o GALLERIA FERRARI.
Nie jestem w stanie zliczyć, ile razy go wtedy czytałem i wyobrażałem sobie, by się tam znaleźć, by zobaczyć wymarzoną F40-kę. Wydawało się to wtedy niezbyt realne, choć… nigdy nie wiadomo co przyniesie jutro.
W 2007 roku przytrafił mi się wyjazd służbowy do Włoch. Konkretnie do Parmy. To była moja pierwsza wyprawa do tego słonecznego kraju, więc chciałem przy okazji trochę pozwiedzać. Przed wyjazdem poszperałem więc w Internecie w poszukiwaniu jakichś wartych zobaczenia obiektów w Parmie i jej okolicach. Moje poszukiwania zabytków, atrakcji turystycznych itp. w pewnym momencie poszły jednak na bok. Bo studiując mapę Italii, zauważyłem że "niebezpiecznie" blisko Parmy znajduje się Modena. A pod Modeną małe miasteczko o dźwięcznej nazwie Maranello… I stało się jasne, że choćby nie wiem co, muszę się tam wybrać.Tak też się stało. Choć upał był niemiłosierny, komputer w aucie stale pokazywał temperaturę na zewnątrz ponad 380C , mnie to nie wzruszało. 19 lipca 2007, około południa stanąłem przed Gallerią Ferrari. Byłem w 7 niebie… A potem było już tylko lepiej. Na początku podróży po bajecznym świecie Ferrari, przywitał mnie mały sklepik z pamiątkami, oczywiście z wszechobecnym wizerunkiem konia. Portfel aż wyrywał się sam z kieszeni. Po opłaceniu wstępu, wszedłem do pierwszej sali. Jest ona w całości poświęcona historii Ferrari w Formule 1. Znajduje się tam kilkanaście najważniejszych bolidów, które w charakterystycznym czerwonym kolorze startowały w tych wyścigach od początku istnienia marki. Znajdziemy tam m.in.: F1 89, F1 90, F 2000, od F 2002 do F 2007, F 399, 312 B3 z 1974 Niki Laudy, Ferrari-Lancia D50 z 1955, F1 126C z 1981, czy 312 T4 Gilles’a Villneuve z 1979 roku. Jest też spora kolekcja pucharów za zwycięstwa w najbardziej prestiżowych imprezach, zbiór silników montowanych w zwycięskich bolidach, oraz ciekawa ekspozycja modeli wszystkich bolidów jakie kiedykolwiek startowały w barwach Ferrari w F1. Kończąc zwiedzanie pierwszego poziomu galerii czeka na nas jeszcze ciekawostka - ekspozycja biura samego Enzo Ferrari, które wygląda dokładnie tak jak je opuścił całe lata temu.Idąc dalej dochodzimy do pomieszczenia, gdzie podczas mojej pierwszej wizyty w Maranello była ekspozycja Fiata 500 i Ferrari 430 Modena – bohaterów filmu „Cars”. Wtedy też, po raz pierwszy zobaczyłem na żywo nową „pięćsetkę” – 2 tygodnie po oficjalnej premierze w Turynie. Odwiedzając ponownie to muzeum jakieś pół roku później, zamiast bohaterów kreskówki, można było już podziwiać 3 egzemplarze kultowej Daytony. Dwie seryjne i jedną wyścigową – po kompleksowej renowacji.W kolejnych dwóch salach znajduje się mniej lub bardziej stała ekspozycja samochodów cywilnych, o ile o Ferrari takich jak Enzo czy np. 288 GTO w ogóle można tak powiedzieć… I tak znajdziemy tam między innymi piękne 166 Inter Coupe z 1948 roku, 340 MM z 1953, 250 GTO z 1962, czy Dino 246 GT z 1970. Z nowszych pojazdów uwadze na pewno nie umkną 360 GT, Testarossa, F40, F50, Enzo, czy potężne maszyny klasy GT, o pięknych nazwach takich jak: Maranello, Scaglietti, Superamerica, Fiorano.
O tym, że firma Ferrari mocno pielęgnuje swoją wieloletnią i barwną historię i co ważniejsze wie jak ją ciekawie pokazać, przekonamy się natomiast w ostatniej z dostępnych do zwiedzania sal. Za pierwszym razem zobaczyłem tam ekspozycję pt: 60 Anni di Ferrari nelle Affiche da Corsa – czyli 60 lat marki Ferrari przedstawione na plakatach z wyścigów samochodowych na całym świecie.
Zaś podczas mojej drugiej wizyty w Gallerii można było podziwiać w tym miejscu zbiór fotografii zatytułowanychLa Ferrari e le donne, a przedstawiających piękne kobiety na tle pięknych Ferrari. A może na odwrót…
Kończąc zwiedzanie tego niesamowitego muzeum, co w moim przypadku za każdym razem zajmowało nie mniej niż 2 godziny, można na chwilę usiąść w kawiarence Ferrari i odsapnąć trochę popijając pyszne espresso (słodząc je cukrem z logo… chyba wiadomo jakim), albo przycupnąć w kąciku z książkami i przewertować jeden z dziesiątek dostępnych tam albumów.Opuszczenie terenu muzeum, bynajmniej nie oznacza końca atrakcji. Niedaleko Galerii, znajduje się przyfabryczny tor testowy Ferrari – Pista di Fiorano. Przy odrobinie szczęścia (i wykazując się sporymi zdolnościami ekwilibrystycznymi) można tam zobaczyć któryś z modeli marki, poddawany akurat morderczym próbom. A kilkaset metrów dalej, naprzeciw historycznej bramy do fabryki Ferrari, znajduje się oficjalny sklep tej marki, w którym to można kupić praktycznie wszystko na czym tylko udało się zamieścić znane wszystkim logo.
Bardziej wymagający klienci mogą sobie nawet zafundować np. korbowód, czy też węglowe sprzęgło wymontowane z któregoś ze zwycięskich bolidów Michaela Schumachera, opatrzone certyfikatem autentyczności i podpisem mistrza. Cena… bagatela kilka tysięcy Euro.
Na koniec wizyty w Maranello polecam natomiast wybrać się do restauracji przy Via Claudia, gdzie podają najlepszą pizzę jaką kiedykolwiek jadłem, i to w dodatku przy akompaniamencie silników przejeżdżających ulicą Ferrari.
Nie jestem w stanie zliczyć, ile razy go wtedy czytałem i wyobrażałem sobie, by się tam znaleźć, by zobaczyć wymarzoną F40-kę. Wydawało się to wtedy niezbyt realne, choć… nigdy nie wiadomo co przyniesie jutro.
W 2007 roku przytrafił mi się wyjazd służbowy do Włoch. Konkretnie do Parmy. To była moja pierwsza wyprawa do tego słonecznego kraju, więc chciałem przy okazji trochę pozwiedzać. Przed wyjazdem poszperałem więc w Internecie w poszukiwaniu jakichś wartych zobaczenia obiektów w Parmie i jej okolicach. Moje poszukiwania zabytków, atrakcji turystycznych itp. w pewnym momencie poszły jednak na bok. Bo studiując mapę Italii, zauważyłem że "niebezpiecznie" blisko Parmy znajduje się Modena. A pod Modeną małe miasteczko o dźwięcznej nazwie Maranello… I stało się jasne, że choćby nie wiem co, muszę się tam wybrać.Tak też się stało. Choć upał był niemiłosierny, komputer w aucie stale pokazywał temperaturę na zewnątrz ponad 38
O tym, że firma Ferrari mocno pielęgnuje swoją wieloletnią i barwną historię i co ważniejsze wie jak ją ciekawie pokazać, przekonamy się natomiast w ostatniej z dostępnych do zwiedzania sal. Za pierwszym razem zobaczyłem tam ekspozycję pt: 60 Anni di Ferrari nelle Affiche da Corsa – czyli 60 lat marki Ferrari przedstawione na plakatach z wyścigów samochodowych na całym świecie.
Zaś podczas mojej drugiej wizyty w Gallerii można było podziwiać w tym miejscu zbiór fotografii zatytułowanych
Kończąc zwiedzanie tego niesamowitego muzeum, co w moim przypadku za każdym razem zajmowało nie mniej niż 2 godziny, można na chwilę usiąść w kawiarence Ferrari i odsapnąć trochę popijając pyszne espresso (słodząc je cukrem z logo… chyba wiadomo jakim), albo przycupnąć w kąciku z książkami i przewertować jeden z dziesiątek dostępnych tam albumów.Opuszczenie terenu muzeum, bynajmniej nie oznacza końca atrakcji. Niedaleko Galerii, znajduje się przyfabryczny tor testowy Ferrari – Pista di Fiorano. Przy odrobinie szczęścia (i wykazując się sporymi zdolnościami ekwilibrystycznymi) można tam zobaczyć któryś z modeli marki, poddawany akurat morderczym próbom. A kilkaset metrów dalej, naprzeciw historycznej bramy do fabryki Ferrari, znajduje się oficjalny sklep tej marki, w którym to można kupić praktycznie wszystko na czym tylko udało się zamieścić znane wszystkim logo.
Bardziej wymagający klienci mogą sobie nawet zafundować np. korbowód, czy też węglowe sprzęgło wymontowane z któregoś ze zwycięskich bolidów Michaela Schumachera, opatrzone certyfikatem autentyczności i podpisem mistrza. Cena… bagatela kilka tysięcy Euro.
Na koniec wizyty w Maranello polecam natomiast wybrać się do restauracji przy Via Claudia, gdzie podają najlepszą pizzę jaką kiedykolwiek jadłem, i to w dodatku przy akompaniamencie silników przejeżdżających ulicą Ferrari.