Początek roku akademickiego AD2000. Na wydziałach porozwieszane plakaty zapraszające na S(p)rawnościową Jazdę Samochodem o Puchar J.M Rektora Politechniki Śląskiej. Ciekawa rzecz, pomyślałem… Ciekawe co to będzie i kto to organizuje. Na plakacie znajduję też informację o powołanej w tym celu Sekcji Sportów Samochodowych działającej przy Ośrodku Sportu tejże uczelni.
By zostać członkiem Sekcji nie trzeba nawet być studentem. Wiek też nie ma żadnego znaczenia. Nie trzeba się zapisywać, ani opłacać składek członkowskich - trzeba po prostu przyjść we wskazane miejsce o określonym czasie. Cotygodniowa frekwencja nie jest wymagana, przychodzisz kiedy chcesz i na jak długo chcesz. Wskazane jest zamiłowanie do sportu motorowego we wszelakiej postaci. Możesz przyjechać autem lub autobusem. Rowerem albo i na drzwiach od stodoły. Przyjdź z żoną, matką, kochanką. Weź ze sobą psa, kota czy chomika. Whatever...
Postanawiam pójść na spotkanie inauguracyjne i dowiedzieć się o co w tym wszystkim chodzi. Na miejscu, w salce konferencyjnej Ośrodka Sportu, tłum ludzi, nie ma wręcz gdzie siąść. Na czołowym miejscu siedzą dwie młode Panie. Jakieś nowe nauczycielki i to interesujące się rajdami? Aż nie chce się wierzyć... Ale to jednak prawda. Tyle, że okazuje się, że owe Panie są po "naszej stronie". Są bowiem studentkami Wydziału Architektury. To Kasia i Gosia. Takich trzech jak te dwie to nie ma ani jednej, chciało by się rzec. Albo sypiąc już przysłowiami - gdzie Diabeł nie może, tam te dwie bab... yyy kobity się znaczy pośle;) Ale do rzeczy.
Na pierwszym spotkaniu było może trochę chaotycznie, ale z każdym następnym mityngiem już było tylko lepiej. Co tydzień spotykaliśmy się o tej samej porze w tym samym miejscu i rozmawialiśmy godzinami o tym samym. O rajdach;) Założycielki sekcji wraz z Łukaszem Kwaśniewskim, krzątały się jak w ukropie załatwiając milion spraw związanych z organizacją rajdu. Wydawało się, że wiedzą co robią. I tak też w istocie było. 28 października 2000 odbył się pierwszy rajd - Sprawnościowa Jazda Samochodem. Wśród 31 zgłoszonych załóg, byłem i ja w moim bordowym bolidzie. Na prawym krześle usadowił się zaś mój kumpel ze studiów Marek. I tak z bojowym nastawieniem przystąpiliśmy do rywalizacji.
Rajd ten był dla wielu ludzi przełomową imprezą. Dla mnie - był to pierwszy start za kierownicą. Dla wielu zarażonych rajdową chorobą Gliwiczan (i nie tylko) była to znakomita okazja do poznania się - przyjaźnie wtedy zawiązane przetrwały do dziś i nic nie wskazuje na to żeby się miały kiedykolwiek skończyć! Dla organizatorek - był to sygnał, że impreza tego typu jest bardzo w Gliwicach potrzebna i że jak się chce to się da takie cuś zorganizować. No i dla wszystkich pozostałych, choć to była pierwsza tego typu impreza, zgromadzonych kibiców było całkiem sporo - widać nie tylko piłką nożną można się w naszym mieście interesować... SJS z założenia miał mieć bardzo przyjazną atmosferę. Rywalizacja na trasie jak najbardziej, ale dobra (z naciskiem wręcz na świetna) zabawa ponad wszystko! Dla studentów przewidziane były zniżki na wpisowe a na każdego ze startujących czekały poczęstunek i liczne atrakcje. Wydany też został informator z kilkoma istotnymi informacjami na temat imprezy:
Z zaproszonych gości, którzy zaszczycili imprezę swoją obecnością, można zaś wymienić m.in. Roberta Herbę, Roberta Gryczyńskiego czy Tadeusza Burkackiego.
A sama rywalizacja? No cóż. Wszystkim tęgie lanie spuściło trio: Kajto, Piękna i Bestia (czyt: przyszły rajdowy Mistrz Polski - Kajetan Kajetanowicz, jego przyszła małżonka Aleksandra i ich piekielnie szybki Maluch).
Zaś pierwszym (historycznym) zawodnikiem, który wyruszył na trasę pierwszego (historycznego) Rajdu Studenckiego był Patryk Olejniczak (pilot Adama Pola w Rajdowym Pucharze Seicento)
W zawodach brali też udział ludzie stanowiący później prawdziwy trzon Sekcji, m.in. Grzesiek (jeszcze wtedy) Gamrat, na (jeszcze wtedy) Favoritce;) ze swoją przyszłą małżonką Dominiką
Grzesiek Pruchnicki z Rafałem Roguskim w prawie-Ferrari 126p ;P
Ja zaś zająłem 1 miejsce w... drugiej dziesiątce zawodników;) Jak na padlinę którą startowałem (okazało się, że jedna ze szklanek była dziurawa a popychacz starł prawie całą krzywkę na wałku rozrządu-stąd luz zaworowy jak diabli i lekka zadyszka silnika) całkiem nieźle.
A w poniedziałek po tak udanym weekendzie, na poranne ćwiczenia z-czegoś-tam, mój pilot przyniósł mi świeże wydanie Dziennika Zachodniego, gdzie na okładce była informacja o tej nowatorskiej imprezie. A co ważniejsze ze zdjęciem mojego bolidu w wielkim stylu pokonującego kałużę. Moje bordo cudo na okładce gazety!!!:) Czy można oczekiwać więcej od rajdowego debiutu???
By zostać członkiem Sekcji nie trzeba nawet być studentem. Wiek też nie ma żadnego znaczenia. Nie trzeba się zapisywać, ani opłacać składek członkowskich - trzeba po prostu przyjść we wskazane miejsce o określonym czasie. Cotygodniowa frekwencja nie jest wymagana, przychodzisz kiedy chcesz i na jak długo chcesz. Wskazane jest zamiłowanie do sportu motorowego we wszelakiej postaci. Możesz przyjechać autem lub autobusem. Rowerem albo i na drzwiach od stodoły. Przyjdź z żoną, matką, kochanką. Weź ze sobą psa, kota czy chomika. Whatever...
Postanawiam pójść na spotkanie inauguracyjne i dowiedzieć się o co w tym wszystkim chodzi. Na miejscu, w salce konferencyjnej Ośrodka Sportu, tłum ludzi, nie ma wręcz gdzie siąść. Na czołowym miejscu siedzą dwie młode Panie. Jakieś nowe nauczycielki i to interesujące się rajdami? Aż nie chce się wierzyć... Ale to jednak prawda. Tyle, że okazuje się, że owe Panie są po "naszej stronie". Są bowiem studentkami Wydziału Architektury. To Kasia i Gosia. Takich trzech jak te dwie to nie ma ani jednej, chciało by się rzec. Albo sypiąc już przysłowiami - gdzie Diabeł nie może, tam te dwie bab... yyy kobity się znaczy pośle;) Ale do rzeczy.
Na pierwszym spotkaniu było może trochę chaotycznie, ale z każdym następnym mityngiem już było tylko lepiej. Co tydzień spotykaliśmy się o tej samej porze w tym samym miejscu i rozmawialiśmy godzinami o tym samym. O rajdach;) Założycielki sekcji wraz z Łukaszem Kwaśniewskim, krzątały się jak w ukropie załatwiając milion spraw związanych z organizacją rajdu. Wydawało się, że wiedzą co robią. I tak też w istocie było. 28 października 2000 odbył się pierwszy rajd - Sprawnościowa Jazda Samochodem. Wśród 31 zgłoszonych załóg, byłem i ja w moim bordowym bolidzie. Na prawym krześle usadowił się zaś mój kumpel ze studiów Marek. I tak z bojowym nastawieniem przystąpiliśmy do rywalizacji.
Rajd ten był dla wielu ludzi przełomową imprezą. Dla mnie - był to pierwszy start za kierownicą. Dla wielu zarażonych rajdową chorobą Gliwiczan (i nie tylko) była to znakomita okazja do poznania się - przyjaźnie wtedy zawiązane przetrwały do dziś i nic nie wskazuje na to żeby się miały kiedykolwiek skończyć! Dla organizatorek - był to sygnał, że impreza tego typu jest bardzo w Gliwicach potrzebna i że jak się chce to się da takie cuś zorganizować. No i dla wszystkich pozostałych, choć to była pierwsza tego typu impreza, zgromadzonych kibiców było całkiem sporo - widać nie tylko piłką nożną można się w naszym mieście interesować... SJS z założenia miał mieć bardzo przyjazną atmosferę. Rywalizacja na trasie jak najbardziej, ale dobra (z naciskiem wręcz na świetna) zabawa ponad wszystko! Dla studentów przewidziane były zniżki na wpisowe a na każdego ze startujących czekały poczęstunek i liczne atrakcje. Wydany też został informator z kilkoma istotnymi informacjami na temat imprezy:
Z zaproszonych gości, którzy zaszczycili imprezę swoją obecnością, można zaś wymienić m.in. Roberta Herbę, Roberta Gryczyńskiego czy Tadeusza Burkackiego.
A sama rywalizacja? No cóż. Wszystkim tęgie lanie spuściło trio: Kajto, Piękna i Bestia (czyt: przyszły rajdowy Mistrz Polski - Kajetan Kajetanowicz, jego przyszła małżonka Aleksandra i ich piekielnie szybki Maluch).
Zaś pierwszym (historycznym) zawodnikiem, który wyruszył na trasę pierwszego (historycznego) Rajdu Studenckiego był Patryk Olejniczak (pilot Adama Pola w Rajdowym Pucharze Seicento)
W zawodach brali też udział ludzie stanowiący później prawdziwy trzon Sekcji, m.in. Grzesiek (jeszcze wtedy) Gamrat, na (jeszcze wtedy) Favoritce;) ze swoją przyszłą małżonką Dominiką
Grzesiek Pruchnicki z Rafałem Roguskim w prawie-Ferrari 126p ;P
Jacek Kościelny
czy jako pilot Adama D. - Jacek Karmiński, którzy zmuszeni byli wycofać się z zawodów ze względu na delikatną niedyspozycję "umysłowego" załogi. Kac-gigant + kręcioł w Maluchu, nie są jak się okazuje dobrym połączeniem...;)
A w poniedziałek po tak udanym weekendzie, na poranne ćwiczenia z-czegoś-tam, mój pilot przyniósł mi świeże wydanie Dziennika Zachodniego, gdzie na okładce była informacja o tej nowatorskiej imprezie. A co ważniejsze ze zdjęciem mojego bolidu w wielkim stylu pokonującego kałużę. Moje bordo cudo na okładce gazety!!!:) Czy można oczekiwać więcej od rajdowego debiutu???
Cały dzień chodziłem z głową w chmurach (sytuacja ta powtórzyła się jeszcze kilka miesięcy później, kiedy to w styczniowym numerze nieistniejącego już "Rajdowca" pojawiła się relacja z SJS-a pióra Rafała R.) i nie mogłem się już doczekać kolejnej takiej imprezy.
Po południu tego samego dnia kolejne spotkanie sekcji i na żywo przeżywanie tego co się w sobotę działo. I już po naszych głowach zaczęły krążyć myśli o tym co zrobić na następnej imprezie. A ta miała być już na wiosnę. W ogóle SRS-y - jak później nazwane zostały nasze rajdy, miały się odbywać dwa razy do roku, na wiosnę i jesienią. W tak zwanym międzyczasie oczywiście też nie próżnowaliśmy i licznymi ekipami jeździliśmy na wszelkie imprezy rajdowe w bliższej i dalszej okolicy. A gdy tylko nastała zima a drogowcy spali sobie smacznie w swoich kwaterach, my na jedno hasło (zazwyczaj: Radan, Jaśkowice itp;) zbieraliśmy się licznie na małym upalanku. Zresztą zajęcia sekcyjne często opuszczały mury Nowej Hali Ośrodka Sportu. W lecie okupowaliśmy do późnych godzin parking przed halą, a w zimie do upadłego upalaliśmy ulubione miejsca. Tak czy siak zabawa i towarzystwo zawsze było przednie!
tak dla niepoznaki wszystkie imiona w powyższym opisie nie zostały zmienione...;)