Mówią, że pewnych rzeczy nie da się uniknąć, że są pewne choćby nie wiem co. Tak jest na przykład z podatkami czy śmiercią. Ja odkąd pamiętam wiedziałem też, że gdy tylko do naszego kraju zawita w końcu karawana WRC, nic mnie nie powstrzyma przed wyjazdem na Rajd Polski. No i się w końcu doczekałem. Po wielu latach intensywnych działań i wielu staraniach Mistrzostwa Świata przyjechały na nasze podwórko.
Niech się schowają wyznawcy futbolu. Z całym szacunkiem ale Mistrzostwa Świata w ich dyscyplinie nigdy nie odbędą się w Polsce. Nawet co do Mistrzostw Europy ciągle są wielkie wątpliwości... Nie wspominając już o poziomie naszej reprezentacji, którą to w rankingach wyprzedza nawet Burkina Faso i to w składzie rezerwowym. A w rajdach? Zasada, Kulig, Hołowczyc i wielu wielu innych, walczących jak równy z równym na całym świecie. O Kubicy już nawet nie wspominając. No i gdzie indziej można zobaczyć rajdowego Poloneza obok topowego Focusa WRC? Tylko w kraju nad Wisłą:) Ale do rzeczy.
Urlop przezornie już zaklepany z półrocznym wyprzedzeniem, bez możliwości odwołania. W czwartek 25 czerwca 2009 muszę być w Mikołajkach. Koniec, kropka. No i tak też się stało. Na Mazury dojeżdżamy z Jackiem całkiem sprawnie, Cienkuś spisuje się bez zarzutu, humor dopisuje. Powiem szczerze, że wybierając się na ten rajd cały czas towarzyszyło mi przeświadczenie/obawa, że będzie to weekend spędzony pod znakiem stania w korkach i niekończącej się frustracji. Obym się mylił...
Czwartek 25.06.2009 - Shakedown
Po nocy spędzonej w dość specyficznych warunkach, zbieramy się wcześnie rano i pędzimy do Mikołajek. Od 8.00 zaczyna się bowiem Shakedown, a my nie chcemy opuścić ani minuty rajdu. Niestety najpierw trzeba zakupić karnety wstępu. Niby nie problem, ale poza nami jest jeszcze kilka(set) osób, które w tym samym miejscu i o tym samym czasie pomyślały o tym samym. Efekt? Kolejka do kasy... A zegar tyka... No ale jakoś się w końcu dopchaliśmy i na naszych szyjach zawisły rajdowe "fiszki". No to teraz pędem na testowy. Na szczęście jest blisko bazy rajdu, więc sprawnie na niego docieramy. Idąc od mety mijamy pierwszych zawodników. Mordy się śmieją. W końcu pierwszy raz jesteśmy na rajdzie zaliczanym do Mistrzostw Świata! A sam testowy? Bajka! Co chwilę jakiś WuRC w tumanach kurzu i szutru przelatuje ciekawą sekwencję zakrętów.
Ja oczywiście najdłużej sterczę przy stoisku z modelami...
Pierwsze autografy tego dnia też już zebrane - tu Malcolm Wilson bazgrze mi po książce:
Niby super, pierwszy raz na strefie WRC, ale mam pewien niedosyt. Oczami wyobraźni widzę strefę serwisową sprzed 10 lat. 20 i więcej wurców i nazwiska takie jak McRae, Sainz, Kankkunen i inni. Jaka szkoda, że wtedy nie dane mi było pojechać na rajd Mistrzostw Świata. Nie żebym miał coś przeciwko dzisiejszym zawodnikom. Po prostu tamci kierowcy to legendy tego sportu, ich samochody były bardziej dzikie a i sam styl jazdy był o wiele bardziej widowiskowy. Tymczasem my krążymy sobie po strefie, gdzie obok kosmicznej technologii teamów Forda czy Citroena, stoją poczciwe, ale nie mniej atrakcyjne klasyki, z repliką rajdowego Fiata 126p na czele:)
Plan na ten dzień zakładał jeszcze zobaczenie Super Oesu, rozgrywanego na specjalnie do tego celu stworzonym równoległym torze, zaraz przy hotelu Gołębiewski w Mikołajkach. Tyle, że trzeba by było uszczuplić portfel o kolejne kilkadziesiąt złociszy. Olewamy bilety i... idziemy na pobliski pagórek, z którego widać kawałek toru;) W końcu mam ogniskową 300mm to coś tam się uda ustrzelić. Po drodze mamy unikalną wręcz okazję zobaczyć legendarnego już Stratopoloneza w ruchu. Dobrze wiedzieć, że nie tylko na lawecie jest się w stanie przemieszczać.
A co tam na naszej górce? Wbrew obawom też jest na co popatrzeć. Przed nami przejeżdżają wszystkie załogi startujące do odcinka. Rajdowy Maluch w towarzystwie młodszego kolegi z reprezentacji Francji - Citroena C4 WRC? Włala:)
Która kolumna rajdówek ciekawsza - Fordy czy Fiaty?
A tu Zaleski swym Poldkiem pełną bombą i pełnymi bokami pokonuje trasę superoesu
Pełni wrażeń po pierwszym dniu rajdu WRC jedziemy na zasłużony odpoczynek.
Urlop przezornie już zaklepany z półrocznym wyprzedzeniem, bez możliwości odwołania. W czwartek 25 czerwca 2009 muszę być w Mikołajkach. Koniec, kropka. No i tak też się stało. Na Mazury dojeżdżamy z Jackiem całkiem sprawnie, Cienkuś spisuje się bez zarzutu, humor dopisuje. Powiem szczerze, że wybierając się na ten rajd cały czas towarzyszyło mi przeświadczenie/obawa, że będzie to weekend spędzony pod znakiem stania w korkach i niekończącej się frustracji. Obym się mylił...
Czwartek 25.06.2009 - Shakedown
Po nocy spędzonej w dość specyficznych warunkach, zbieramy się wcześnie rano i pędzimy do Mikołajek. Od 8.00 zaczyna się bowiem Shakedown, a my nie chcemy opuścić ani minuty rajdu. Niestety najpierw trzeba zakupić karnety wstępu. Niby nie problem, ale poza nami jest jeszcze kilka(set) osób, które w tym samym miejscu i o tym samym czasie pomyślały o tym samym. Efekt? Kolejka do kasy... A zegar tyka... No ale jakoś się w końcu dopchaliśmy i na naszych szyjach zawisły rajdowe "fiszki". No to teraz pędem na testowy. Na szczęście jest blisko bazy rajdu, więc sprawnie na niego docieramy. Idąc od mety mijamy pierwszych zawodników. Mordy się śmieją. W końcu pierwszy raz jesteśmy na rajdzie zaliczanym do Mistrzostw Świata! A sam testowy? Bajka! Co chwilę jakiś WuRC w tumanach kurzu i szutru przelatuje ciekawą sekwencję zakrętów.
Szpica widać, że "idzie pełnym", pozostali dopiero się rozkręcają. Hołek na razie dużo poniżej oczekiwań, widać brak obycia z autem, ale rajd się ma dopiero zacząć więc wszystko przed nim.
Z "szejka" jedziemy na serwis. Pooglądać z bliska "wielki świat rajdów" i miasteczka wręcz serwisowe największych teamówJa oczywiście najdłużej sterczę przy stoisku z modelami...
Pierwsze autografy tego dnia też już zebrane - tu Malcolm Wilson bazgrze mi po książce:
Niby super, pierwszy raz na strefie WRC, ale mam pewien niedosyt. Oczami wyobraźni widzę strefę serwisową sprzed 10 lat. 20 i więcej wurców i nazwiska takie jak McRae, Sainz, Kankkunen i inni. Jaka szkoda, że wtedy nie dane mi było pojechać na rajd Mistrzostw Świata. Nie żebym miał coś przeciwko dzisiejszym zawodnikom. Po prostu tamci kierowcy to legendy tego sportu, ich samochody były bardziej dzikie a i sam styl jazdy był o wiele bardziej widowiskowy. Tymczasem my krążymy sobie po strefie, gdzie obok kosmicznej technologii teamów Forda czy Citroena, stoją poczciwe, ale nie mniej atrakcyjne klasyki, z repliką rajdowego Fiata 126p na czele:)
Plan na ten dzień zakładał jeszcze zobaczenie Super Oesu, rozgrywanego na specjalnie do tego celu stworzonym równoległym torze, zaraz przy hotelu Gołębiewski w Mikołajkach. Tyle, że trzeba by było uszczuplić portfel o kolejne kilkadziesiąt złociszy. Olewamy bilety i... idziemy na pobliski pagórek, z którego widać kawałek toru;) W końcu mam ogniskową 300mm to coś tam się uda ustrzelić. Po drodze mamy unikalną wręcz okazję zobaczyć legendarnego już Stratopoloneza w ruchu. Dobrze wiedzieć, że nie tylko na lawecie jest się w stanie przemieszczać.
A co tam na naszej górce? Wbrew obawom też jest na co popatrzeć. Przed nami przejeżdżają wszystkie załogi startujące do odcinka. Rajdowy Maluch w towarzystwie młodszego kolegi z reprezentacji Francji - Citroena C4 WRC? Włala:)
Która kolumna rajdówek ciekawsza - Fordy czy Fiaty?
A tu Zaleski swym Poldkiem pełną bombą i pełnymi bokami pokonuje trasę superoesu
Pełni wrażeń po pierwszym dniu rajdu WRC jedziemy na zasłużony odpoczynek.
Piątek, 26.06.2009, OS 4,7 Paprotki
Zaczynamy od okolic Kleszczewa, jesteśmy dość wcześnie więc wbijamy się na OS. Auta zostawiamy w czyjejś zagrodzie, obok czekają na nas szybkie partie przez pola.
Na drodze mała kałuża. Skromny watersplash się szykuje. Może nie żadna rewelacja, ale to w końcu rajd WRC więc każde praktycznie miejsce jest ciekawe.
W lesie kilka kilometrów dalej wzdłuż odcinka, dowiadujemy się później, że szalony Rosjanin - Novikov leci w plener. Ale i tak jedzie potem dalej (by dalej psuć auto;). Co jak co ale widowiskowości nie można mu odmówić. Kolejne załogi obok nas przejeżdżają, mniej lub bardziej widowiskowo.
W końcu wszystkich przebija Janusz Szafraniec, zatrzymując niedaleko mnie swojego Lancera, spod którego maski buchają nieliche płomienie.
Na szczęście auto udaje się ugasić i zawodnik pojawi się na odcinkach kolejnego etapu rajdu.
Na drodze mała kałuża. Skromny watersplash się szykuje. Może nie żadna rewelacja, ale to w końcu rajd WRC więc każde praktycznie miejsce jest ciekawe.
i nasz "eksportowy as rajdowy" Michał Kościuszko, który popisywał się rewelacyjną jazdą podczas całego rajdu. No prawie całego... Bo pod koniec przytrafiła mu się przygoda i zamiast poczuć na mecie smak zwycięskiego szampana, musiał przełknąć gorycz porażki:( Wielka szkoda, ale takie są niestety czasami rajdy...
W końcu wszystkich przebija Janusz Szafraniec, zatrzymując niedaleko mnie swojego Lancera, spod którego maski buchają nieliche płomienie.
Na szczęście auto udaje się ugasić i zawodnik pojawi się na odcinkach kolejnego etapu rajdu.
Jako, że obraliśmy taktykę by nie zmieniać odcinka w ciągu dnia i pozostawać na nim na dwa przejazdy, na drugiej pętli idziemy pod prąd odcinka, szukając ciekawych miejsc. Mapki mówią, że gdzieś tam kilka hektarów od naszego "biwaku" ma być duża hopa. I tak zaiste jest, ale jest tak okrutnie otaśmowana, że widać prawie wyłącznie same dachy rajdówek:/ Standard... Frustracja na naszych twarzach - fotografów amatorów - rysuje się ogromna. No cóż. Olewamy więc to miejsce i idziemy z powrotem. Po drodze oglądając całą stawkę w różnych miejscach.
Co jak co ale na szutrze i przy doborowej stawce zawodników w sumie każde miejsce może być ciekawe i zawsze coś się dzieje. Tyle na dziś
Co jak co ale na szutrze i przy doborowej stawce zawodników w sumie każde miejsce może być ciekawe i zawsze coś się dzieje. Tyle na dziś
Sobota, 27.06.2009, OS 8,11 Danowo
Będąc dużo przed startem odcinka, mamy sporo czasu na "marsz poznawczy" i wyszukiwanie dobrej foto-lokacji. Wbijamy się w las, gdzie droga wije się od lewego do prawego, po dość szerokiej ale za razem miękkiej nawierzchni. Nawiązując do mojego wcześniejszego spostrzeżenia, trudno się wręcz zdecydować gdzie warto się usadowić z aparatem. Każde miejsce na swój sposób wydaje się ciekawe. No ale w końcu godzina startu nadchodzi i czas się wgramolić na jakąś skarpę i przycupnąć w jakiś krzaczorach. Jadą!
Jak wspomniałem, nawierzchnia była dość luźna, i przebywanie na zewnętrznej zakrętu wiązało się z oberwaniem sporym ładunkiem ziemi i piachu spod kół przejeżdżających rajdówek.
Ale co tam;) To i tak lepsze od odganiania się od chmary komarów i innego latającego badziewia, które chciało nas chyba pożreć żywcem. Za to zdjęcia całkiem, całkiem...
Jak wspomniałem, nawierzchnia była dość luźna, i przebywanie na zewnętrznej zakrętu wiązało się z oberwaniem sporym ładunkiem ziemi i piachu spod kół przejeżdżających rajdówek.
Ale co tam;) To i tak lepsze od odganiania się od chmary komarów i innego latającego badziewia, które chciało nas chyba pożreć żywcem. Za to zdjęcia całkiem, całkiem...
Na następny przejazd idziemy w bardziej cywilizowane miejsce. Więcej słońca, mniej robali. Tłum ludzi. Hopa na łuku drogi zapowiada się ciekawie. I taka też jest!
Natomiast dzięki koledze Hirvonenovi, który był uprzejmy pokonać ją pełną pi... ątką;) na konkretnej kontrze, ustrzeliłem chyba swoje życiowe zdjęcie.
Natomiast dzięki koledze Hirvonenovi, który był uprzejmy pokonać ją pełną pi... ątką;) na konkretnej kontrze, ustrzeliłem chyba swoje życiowe zdjęcie.
Po dniu pełnym rajdowych wrażeń, jeszcze wizyta na strefie serwisowej. Pozbierać perę kartek i w miarę możliwości autografów. Ciekawie zorganizowana strefa z dobrą widocznością pracy mechaników. W napięciu czekamy na przyjazd zawodników. My i kilkadziesiąt (kilkaset) innych kibiców. Największy tłum? Oczywiście u Mr. Hollywood'a;) Bo któż inny by na stanowisko serwisowe wjeżdżał na ręcznym?
Ciężko się wręcz dopchać by zdobyć jego autograf. Ale i to się w końcu udaje:)
Chwilę później konferencja prasowa i obowiązkowe wywiady dla Eurosportu i koniec drugiego dnia rajduCiężko się wręcz dopchać by zdobyć jego autograf. Ale i to się w końcu udaje:)
Niedziela, 28.06.2009, OS 15, 17 Tros
Ostatni dzień rajdu. W sumie to prawie się z tego faktu cieszymy, bo już trochę się nawet rajdem zmęczyliśmy;) Ale nie ma co narzekać. Słońce od rana grzeje jak szalone. A my przez łąki przez pola idziemy w nieznane.
Idziemy i idziemy... Ale w końcu dochodzimy do pokaźnego szczytu pośród pól. Będzie się działo - zgodnie zauważamy. Warunek pod zdjęcia jak należy, światło aż za dobre, żar się z nieba leje coraz większy. Wreszcie nadjeżdżają zerówki a zaraz za nimi szpica rajdu. I zaczyna się festiwal skoków.
I to takich przez duże "S". Zawodnicy skaczą po ładne kilkanaście-kilkadziesiąt metrów. To jest to!
Na drugi przejazd nie chce nam się już nigdzie indziej iść i zostajemy w tym samym miejscu. Tyle, że na drugą pętlę trzeba czekać sporo czasu. Sporo czasu pośrodku pól, bez jakiegokolwiek cienia w zasięgu wzroku... Efekt - spalam się jak cholera:/ Na dodatek przez nieuwagę rozbijam okulary. Ech... Ale co tam. W końcu rozpoczyna się drugi przejazd i kolejne potężne skoki wynagradzają nam trudy oczekiwania.
Z odcinka zbieramy się przed zakończeniem i obieramy kurs na Gliwice.
Olewamy metę rajdu i ruszamy z Mikołajek zanim zrobi to większość kibiców.
Idziemy i idziemy... Ale w końcu dochodzimy do pokaźnego szczytu pośród pól. Będzie się działo - zgodnie zauważamy. Warunek pod zdjęcia jak należy, światło aż za dobre, żar się z nieba leje coraz większy. Wreszcie nadjeżdżają zerówki a zaraz za nimi szpica rajdu. I zaczyna się festiwal skoków.
I to takich przez duże "S". Zawodnicy skaczą po ładne kilkanaście-kilkadziesiąt metrów. To jest to!
Na drugi przejazd nie chce nam się już nigdzie indziej iść i zostajemy w tym samym miejscu. Tyle, że na drugą pętlę trzeba czekać sporo czasu. Sporo czasu pośrodku pól, bez jakiegokolwiek cienia w zasięgu wzroku... Efekt - spalam się jak cholera:/ Na dodatek przez nieuwagę rozbijam okulary. Ech... Ale co tam. W końcu rozpoczyna się drugi przejazd i kolejne potężne skoki wynagradzają nam trudy oczekiwania.
Z odcinka zbieramy się przed zakończeniem i obieramy kurs na Gliwice.
Olewamy metę rajdu i ruszamy z Mikołajek zanim zrobi to większość kibiców.
Wrażenia z pierwszego rajdu WRC? Po prostu B.A.J.K.A.! W najśmielszych wyobrażeniach nie przypuszczałem, że to będzie tak udany wyjazd na rajd. Nigdzie nie było problemów z dojazdem, nawet Policji zaczajonej z radarem w krzakach na wszystko co się tylko rusza z prędkością odrobinę większą od prędkości przesuwu czoła lodowca, nigdzie nie namierzyliśmy.
Teraz pozostaje tylko czekać na kolejną eliminację WRC w kraju nad Wisłą...
Więcej zdjęć w albumie
Teraz pozostaje tylko czekać na kolejną eliminację WRC w kraju nad Wisłą...
Więcej zdjęć w albumie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz