sobota, 31 marca 2012

Wrocławska Liga Time Attack - III eliminacja

W ostatnim numerze WRC w wywiadzie z Markiem Gieruszczakiem była informacja o Wrocławskiej Lidze Time Attack. Postanowiłem sprawdzić co to, jak to, gdzie to. Pogoda co prawda nie napawała optymizmem, ale skoro znalazł się nawet kompan, to decyzja mogła być jedna - jadziem. Doroga minęła szybko i sprawnie, moja nawigacja doprowadziła nas prosto do celu;)

a na miejscu od razu miły dla miłośnika Subaru widok - kilka STI w specjalnych wersjach. Co ciekawe wszystkie na irlandzkich rejestracjach, niektóre już "przełożone na naszą stronę", a co ważniejsze, można się nimi na Torze Rakietowa wyszaleć! Rzecz jasna za stosowną opłatą. Chyba muszę przemyśleć wakacyjny budżet;)

Co prawda jechałem tam z nadzieją na zobaczenie Subaru 22B, co się tym razem nie udało, ale co się odwlecze to nie uciecze:) Bierzemy więc aparaty i idziemy na tor.

A tam tylko lepiej, choć pogoda nie daje za wygraną. Kolejne Subaraki,


Lancery, w tym obok "dziewiątek", kultowe Evo IV i VI


Kolejne auto z moją naklejką, Opel Astra GSi :)


ciekawa Toyota Celica Supra - bardzo rzadko widywana, dlatego tym bardziej cieszy widok takich aut na imprezach sportowych


nowa broń Sławka "Virnika" Jarka


i kilka kolejnych BMW, m.in E30 (w tym 318is - chyba sam się skuszę na start na Rakietowej moim!!!),


sporo compactów E36 323ti,


E36 M3


i driftingowe E30 o zabójczym klangu silnika...

ale nie tylko AWD i RWD startowały. Ośki też dawały radę, pod niebem pełnym samolotów;)

Kierowcy (kierownice???) też dopisali

choć bez "zadymy" się nie obeszło...;)

Szkoda tylko, że po kilku przejazdach, gdzie na szybkiej technicznej "zuzie" na której wielu miało problemy i rozwalało wytyczające trasę opony (bez szkód w samochodach, za to z korzyścią dla atrakcyjności zdjęć;) obsługa notorycznie źle je potem ustawiała, "prostując" tor jazdy. Kolejni zawodnicy jechali praktycznie na wprost, dużo prostszym torem. Szkoda...

Aha. Już nigdy nie będę sobie życzył jakichkolwiek opadów atmosferycznych. W pewnym momencie przestało padać, nawierzchnia przeschła i... nikt nie miał problemów z przyczepnością. Choć byłem jeszcze przemoczony po poprzedniej ulewie, rzuciłem hasło "przydałaby się jakaś mała mżawka, coby się ślisko zrobiło". Coś, gdzieś poszło nie tak, moja prośba nie do końca została chyba zrozumiana, bo nie minęło nawet pół minuty jak zostaliśmy obdarowani konkretnym... gradem! Na czwarty przejazd już nam się wtedy kompletnie nie chciało czekać...

Po drodze, na jeszcze przyjaznej kierowcom A4-ce (czyt: bezpłatnej) mała fotosesja ciekawego wyprawowego Defendera


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz