Tym razem znowu z Jackiem. I znowu się udało.
No właśnie... Udało. Sił trochę po drodze brakowało, ale jak to Jacek stwierdził - samym doświadczeniem powinienem wjechać na szczyt. I tak też się stało.
Czas bez postojów poniżej 2 godzin. Całkowity niestety ciut powyżej 120 minut...
Tym razem powrót do domu pociągiem. Przez Wrocław.
I tu miła niespodzianka. Po raz pierwszy tak ja jak i rower jechaliśmy w ludzkich (rowerowych?) warunkach. Normalnie szok... ;)
Do zobaczenia na Śnieżce za rok!!!
(Dziękuję wszystkim za zdjęcia, zwłaszcza Jackowi i Eli Cirockiej)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz