piątek, 20 maja 2011

Legendy Prędkości - Legends of Speed - Dresden 2011

Legends of Speed. Jeśli rajd się tak nazywa, to nie wyobrażam sobie żeby na niego nie pojechać... Zwłaszcza gdy odbywa się ledwie 400 km od domu i to przy tej samej autostradzie. Tak więc w piątek, kawałek po 6 rano siedzimy z Rafkiem i Maćkiem w moim żółtym vozidle i kierujemy się na zachód. Ja trochę może nie do końca pewny w powodzenie naszej "misji", bo dzień wcześniej okazało się, że na moje auto nie można już w tym roku wykupić krótkoterminowego assistance i w razie jakiejkolwiek awarii... lepiej nawet nie myśleć co by się działo. Ale cóż - jadziem. Na Placu Piastów czekający na przystanku ludzie, pewnie jeszcze długo po naszym odjeździe podziwiali nasz kunszt upychania gratów w przepastnym bagażniku cienkusia;) Jazda A4-ką trochę się nam z rana dłuży, spanie trochę bierze...
Pierwszy postój - Orlen w Jędrzychowicach. Szybkie tankowanie i pierwsza sesja foto. Bo jak można obojętnie przejść obok dwóch stojących obok siebie, zmęczonych życiem ale sympatycznie uśmiechniętych Panhardów.
Jedziemy dalej. Nach Dresden. Od razu do biura rajdu po kwity. Baza rajdu mieści się na pięknie utrzymanym (odrestaurowanym) terenie poprzemysłowym - Zeitenströmung, gdzie w kilku zabytkowych i jakże klimatycznych halach ma swoją siedzibę Dresdner Klassiker Handel - firma zajmująca się renowacją i sprzedażą samochodów klasycznych.
Nie dość, że rajd z wieloma pięknymi i unikalnymi autami, to jeszcze obok ekspozycja z wieloma rarytasami. Aparaty w dłoń! Pysk sam się śmieje. Nie wiadomo wręcz na co patrzeć. Na początek klasyczny Mustang Fastback
a obok niego dwie rajdowe piękności - oryginalne Porsche 911 z rajdów Safari i Dakaru:
Dalej mamy Ferrari Daytonę 365 GTB4 i auto, którym nie pogardziłby sam Bond, James Bond - Aston Martin DB6
Kawałek dalej strefa serwisowa. I choć większość z tych aut już widziałem na Rallylegend, to i tak latam wokół nich jak poparzony. Bo czy Stratos, Escort MK1, Datsun czy choćby replika Fiata 125p Macieja Stawowiaka mogą się kiedykolwiek znudzić??? NIGDY!!!
a na centralnym placu, obok małej fontanny, przy której pięknie pozowały widziane wcześniej Porszawki
można też było wypatrzeć skrzydlatego Mercedesa Gullwinga. Pierwszy raz widziałem 300SL-a z klatką bezpieczeństwa. W zasadzie to pierwszy raz widziałem to auto w ogóle i do tej pory nie mogę sobie wyobrazić jak hrabiostwo von Finckenstein do niego wchodziło;)
Obszedłszy całą strefę i zrobiwszy już kupę zdjęć, szukając trochę wytchnienia od palącego już słońca poszedłem zobaczyć kolekcję DKH. I tam zrobiłem kolejną "rybę".
Szczęka po raz kolejny opadła na ziemię. Z kilku powodów, że wymienię tylko te najbardziej egzotyczne: Noble M12GTO
kilka Lotusów, w tym Esprit V8
replika Cobry, w nobliwym towarzystwie Porsche i Jaguara
Ferrari 328 GTS, czy Lancia 037 Rally
Willys-Overland Jeepster, obok większego brata Wagonnera
czy ciekawe Iso Rivolta
Piękne miejsce. Aż by się chciało tam jakie zakupy zrobić;) Może kiedyś...
W międzyczasie pośród innych klasyków zgromadzonych przed biurem rajdu
odbywała się odprawa zawodników
Nas na szczęście trochę już czas zaczął gonić więc pozbieraliśmy szczęki z podłogi, powycieraliśmy za sobą ślinę i udaliśmy się na pierwszy odcinek. Przyzwyczajeni do dobrych dróg na terenie byłego NRD, ku naszemu zaskoczeniu szosa jaką przyszło nam jechać była okropnie rozkopana i dziurawa. No ale cóż... Do odcinka dojechaliśmy bez większych problemów, na chwilę przed startem.
I tu pierwsze zaskoczenie - w jakiej kolejności mają w ogóle jechać?Podziału na klasy, grupy itp chyba do końca nie okiełznaliśmy. Ale co tam. Najważniejsze, że jadą!
Pierwszy oes za nami. W planach (Rafała;) był jeszcze jeden odcinek i potem obowiązkowo Sachsenring. Ale w obawie przed spóźnieniem się na jedyny przejazd po torze, odpuszczamy oes i kierujemy się prosto na ring. Prosto, ale z przygodami. Pamiętacie drogę o której wcześniej mówiłem? Na tym wyrypie coś się zaczyna dziać z elektryką i po serii wariactw centralnego zamka, pośrodku mostu auto po prostu gaśnie. Szlag by to. "Ciepłe słowa" cisną się na język, wkurzenie sięga zenitu. Chłopakom widzę też miny zrzedły... Próby odpalenia auta nic nie dają. A assistance niewykupione:/ Wpycham więc łapy pod maskę, macam co się da, tłukę po czym się da i... Choć na imię nie mam Zbyszek to mam ręce, które leczą i auto odpala. Patrzymy po sobie, widzę pewne niedowierzanie chłopaków w dalszą sprawność naszego środka transportu (sam też mam co do tego dużą niepewność) no ale jedziemy dalej:) Dojeżdżamy do A4-ki i kierujemy się na zachód, mijając kilkunastokilometrowy korek jaki utworzył się na przeciwnym pasie.
Do Sachsenringu trafiamy gładko i przyjemnie i rozpoczynamy od zwiedzenia obiektu i zebrania paru pamiątek.
Po 18 ma się zacząć rywalizacja, więc mamy trochę czasu na odpoczynek. Po otwarciu toru idziemy na rekonesans by wyszukać ciekawe miejsca. I tu niemiła niespodzianka. Zaczyna się takie cholerne oberwanie chmury, że aż nam się odechciewa czegokolwiek. Po torze śmigają Beemki szkoły jazdy, a my skuleni pod jednym parasolem i przytuleni do barierki zabezpieczającej tor staramy się ocalić choćby jedną suchą nitkę na grzbiecie. Masakra.
W pewnym momencie dajemy już za wygraną i chowamy się pod mostem. Rafał idzie nawet o krok dalej i daje nura w opony;P

Ale jak humor może nam nie dopisywać
skoro na każdym kroku piękne samochody, ot taki na przykład SLS AMG
Pomału grzmoty pochodzące od burzy zaczynają się zmieniać w te bliższe naszym sercom, a pochodzące z wydechów Stratosek, dziewięćsetjedenastek itp. Zaczyna się coś wokół toru dziać.
Nad torem na szczęście też, czarne chmury idą w pizdu i do głosu dochodzi słońce. Warunek się tworzy rewelacyjny - pełne słońce, piękne kolory, tu i ówdzie na horyzoncie tęcza
a tor cały zalany wodą (efekt burzy i stałego nawadniania - nie ma to jak dbać o widowiskowość zawodów:) Z Maćkiem wspinamy się na wzniesienie na wewnętrznej zakrętu Omega, skąd mamy nadzieję na ciekawy kadr. Nie mylimy się.
Pod nami spora grupa zawodników pokonuje Omegę pięknymi slajdami,
kierując się następnie w stronę zachodzącego pomału słońca.
Piękny widok. Po naszych głowach kołacze się myśl o powróceniu tam kiedyś by też pośmigać sobie po torze, najlepiej wśród tych wszystkich Gullwingów i Dayton...
Z toru zbieramy się dość sprawnie, bo trzeba przed 22 zameldować się w hostelu. Po drodze do Drezna, jeszcze na autostradzie, wyprzedza nas Stratoska i tak za nią ładne parę kilometrów jedziemy.
Chłopaki chcą zrobić zdjęcia Lancii w ruchu więc próbuję ją nawet wyprzedzić. Oszczędna jazda oczywiście w tym momencie idzie w odstawkę;)
Ale i to udaje się do czasu. Kierowca Lancii w pewnym momencie wciska bowiem gaz do dechy i w ferii dochodzących z wydechu grzmotów i wyć, przyprawiających wręcz o dreszcz na karku, znika na horyzoncie. Takie auta stanowczo powinny częściej jeździć w normalnym ruchu!
Drezno, hostel Louise20. Po znalezieniu w końcu miejsca parkingowego idziemy do pokoju. Tam po chwili zapada decyzja, że można by jeszcze pojechać na nocny odcinek. No to jadziem. Na miejscu ciemno jak w d... Ale się nie zrażamy. W nocy dźwięki silników wydają się jeszcze bardziej donośne.
Dzień kończymy przed 2 w nocy. Lekko zmęczeni ale z kartami pełnymi ciekawych zdjęć:)
Drugiego dnia, po krótkiej nocy (na szczęście wziąłem ze sobą stopery do uszu bo inaczej jeden osobnik nie dałby mi pospać...) zaraz z rańca jedziemy na start etapu, porobić jeszcze parę zdjęć.
W końcu widzimy też Schwarca i jego 037. Bo pierwszego dnia nie dane nam było ujrzeć ich w akcji.
Z boku, trochę jakby nieśmiały, stoi zaś piękny krewny Warczyburga - Melkus
Lekko już spóźnieni jedziemy na kolejny oes. I tu niespodzianka, połączona z dużą konsternacją. Ludzi całkiem sporo, lewy zakręt z przełamaniem po długiej prostej, ale... w otwartym ruchu ulicznym. Ki czort? Zapomnieli zamknąć trasę? Gdzie ten słynny niemiecki ordnung??? Dziwne. Na każdym prawie odcinku auta jechały w różnej kolejności, do tego na różnych odcinkach widać było różne auta, a tu jeszcze w dodatku odcinek w ruchu ulicznym...
Patrzymy na połowę stawki i nie czekając do końca... wbijamy się na oes:)
Co prawda cienkuś z trójką dryblasów na pokładzie pod konkretną górkę trochę się napocił, ale za to z górki już poszło lepiej. Piękna trasa, super się jechało, do momentu gdy się hamulce skończyły;) Po krótkim postoju uczepiliśmy się sympatycznego Auto-Uniona i ruszyliśmy w stronę Zittau, gdzie zorganizowane były dwa przejazdy wyścigu górskiego. Mówiłem już jak to miło jest móc takie auta zobaczyć w akcji? Zobaczyć... usłyszeć... poczuć...
Jako, że auto mamy zostawione przy trasie, zostajemy do końca drugiego przejazdu, po czym wbijamy w nawigację Násedlovice i kierujemy się w stronę Brna. Po drodze jeszcze ciekawy kawałek drogi - w ciągu niespełna 2 minut opuszczamy Niemcy, przejeżdżamy przez Polskę, i wjeżdżamy do Czech:) A co w Czechach? To już zupełnie inna historia...

30.07.2011
PS: Właśnie ukazał się w Classicauto artykuł o rajdzie. Zapraszam do lektury!

Więcej zdjęć z rajdu w galerii

Zdjęcia na których jestem popełnił Rafał lub Maciek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz