czwartek, 7 października 2010

Lamborghini Museum

Przy okazji wyjazdu na 8 Rallylegend, żeby się trochę ukulturalnić, postanowiliśmy odwiedzić kilka muzeów. Na pierwszy ogień poszło położone w Sant'Agata Bolognese - Lamborghini Museum. Koło południa, po nieprzespanej nocy spędzonej w ciasnawej Czeszce, minęliśmy zabudowania słynnej fabryki traktorów;)
i jak tylko udało się znaleźć miejsce do parkowania, spiesznym krokiem polecieliśmy do muzeum. Już nas normalnie roznosiło...
Tam od samego wejścia rogal nie schodził nam z twarzy... Ledwo powstrzymując się od głupawek na widok stojących tam samochodów kupujemy bilety. Śliczna pani przy kasie informuje nas, że mamy tylko pół godziny, bo o 12.30 wszyscy idą na lunch. Niech to. Nie tracąc czasu rozchodzimy się więc po pomieszczeniu. Każdy z na swój sposób rozradowanym pyskiem;) Ja pierwsze co lecę do auta które od lat chciałem zobaczyć na żywo - LM002.
Ależ to olbrzym!!! Piękny czarny potwór stojący na kołach wielkości walców, z potężną V12-ką z Countacha pod maską. Ja pierdziele ale wypasss... Aż nie chce się wierzyć, że jest to to zdolne do jazdy z prędkościami "na prawo" od 200 km/h! "Kiosk Ruchu" pogromcą lewego pasa autostrady. Takie rzeczy tylko w... Lamborghini:) Idę dalej. Obok monstrualnego LM-a stoi piękna żółta Jalpa
a dalej prototyp Countacha o numerze nadwozia 001
Urraco
Espada
dwie Miury
i kilka gran turismo z lat 60-tych
Na ścianach mnóstwo plakatów z barwnej historii marki.
a tu i ówdzie porozstawiane piękne fał-ósemki i fał-dwunastki
Nie wiadomo wręcz na co patrzeć...
Wybija 12.30 i chcąc nie chcąc zostajemy zmuszeni do opuszczenia murów tej zagrody pełnej rozjuszonych byków. Pytam się uroczej pani przy kasie (zrobił ktoś jej zdjęcie???;) o jakieś przyzwoite miejsce na lunch. Poleca pobliskie Ristorante Da Taiadela. Na miejscu zaskakuje nas miła kelnerka, władająca językiem angielskim. Dobre i to bo menu oczywiście tylko po włosku... Z menu przemawia do mnie i do Maćka lazania i takie też składamy zamówienie. Co prawda do smaku nie mam żadnych zastrzeżeń, ale co do ilości... Tyle makaronu w całych Włoszech a nam dali jakąś śmiesznie małą porcję:/ Trudno. W końcu nie dla żarcia tylko dla aut tu przyjechaliśmy... Po posiłku zamawiamy jeszcze kawę - 4 normalne i jedną dla Rafała:p i pędzimy z powrotem do muzeum. W międzyczasie przy samym wejściu zaparkowały 2 Lamborghini Gallardo LP560-4 Superleggera.
Chwilowo dołączyło do nich nawet trzecie takie samo:) Pieszcząc uszy rykiem zamontowanego centralnie silnika gdy jego kierowca opuszczał po chwili teren muzeum.
Niesamowite maszyny! Wewnątrz kieruję się tym razem od razu na piętro. O w mordę!!! Kolejny szok. Na piętrze czeka na nas kilkanaście topowych modeli marki, włącznie z wersjami wyścigowymi i kilkoma prototypami.
Pierwsze co mi się rzuca w oczy to zadziwiający agresywnymi liniami nadwozia - Reventon.
Auto niczym z jakiegoś komiksu o kosmitach. Niesamowicie wyglądają te wszystkie jego ostre linie, zwłaszcza w szarym matowym lakierze. Wszyscy po kolei wyginamy się jak na 7 poziomie jogi by zrobić jak najciekawsze zdjęcia poszczególnych eksponatów. Takiego poświęcenia fotografów nie zobaczycie w żadnym muzeum sztuki współczesnej...;)
Dalej mamy całą partię mniej lub bardziej udanych prototypów, które powiem szczerze nie bardzo przypadły mi do gustu. A że nie weszły do produkcji seryjnej, chyba nie tylko mi...
Jedynym prototypem, przy którym szczęka mi opadła, było nowoczesne wcielenie Miury. Piękne auto z licznymi nawiązaniami stylistycznymi do swojego pra pra pradziadka (czy też babci???;)
Ten jasnozielony stwór powalał po prostu pięknem i finezją linii. Obok stoją silniki z wyścigowych łodzi motorowych - 9 litrowe monstra o mocach rzędu 1000KM!
Ale co tam moc - jak one wyglądają!!! Toż to prawdziwe dzieła sztuki!!! Za nimi dwa egzemplarze bolidów F1
i kolejne wyścigowe potwory - Diablo
i Murcielago
A zaraz obok nich chyba jedyne auto przed którym właściciel jakiegokolwiek supersamochodu może czuć respekt - policyjne Gallardo.
Wspominałem już, że chciałbym zostać policjantem???;) Normalnie mnie roznosiło jak na to wszystko patrzyłem i postanowiłem w końcu popodnosić sobie trochę ciężary;)
Następne były dwa kultowe Diablo, w tym wersja specjalna w moim ulubionym kolorze - GT
i pierwszy z "kosmicznej" rodziny Countach
W sumie rewelacyjne muzeum. Długo nie mogłem do niego dojechać, ale się w końcu udało. Widzieliśmy większość najwspanialszych aut marki a kilka z nich nawet widzieliśmy w ruchu. Niezapomniane wrażenia. Szkoda tylko, że nie dane nam było zobaczyć żadnego z największych pojazdów marki - traktora;)

Więcej zdjęć z muzeum do obejrzenia w galerii

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz